Czy wolno było przekroczyć te granice?
Styczniowe demonstracje pod ambasadami Stanów Zjednoczonych i Rosji jak zwykle były nieliczne ale coś je różniło od wszystkich bez wyjątku poprzednich. Przekroczono w nich pewne granice. Granice tego, co wolno, a co nie. Granice przyzwoitości. Bo było w nich właśnie coś nieprzyzwoitego. Bo protest przeciwko wizycie prezydenta Rosji i wiceprezydenta Stanów Zjednoczonych w Oświęcimiu inaczej musiał być odczytany niż gdyby przybyli tu w jakimkolwiek innym celu, choćby na przykład rozmów gospodarczych. To inna sprawa, to wręcz inny porządek...
I jeśli tym razem ludzie po raz kolejny nie wyszli na ulice i nie przyłączyli się do demonstrujących, to tym razem nie z lenistwa, nie z braku czasu i nie dlatego, że stchórzyli. Dlatego, że tym razem nie chcieli. Tym razem tych kilkudziesięciu demonstrowało przeciwko kilkudziesięciu milionom. Tym razem nie ośmieszyli swojej sprawy, a ją skompromitowali. Bo i Cheney, i Putin nie tylko mieli prawo ale i obowiązek być w Oświęcimiu. I ich wizyta była jak najbardziej na miejscu. Tak - ich kraje miały udział w tym, że położono kres temu co się w Oświęcimiu i innych obozach działo. Że ukarano winnych. I ważne było, że przypomnieli w imieniu swych krajów, że pamiętają. Bo zbyt często z wygodnictwa się zapomina i stoi z założonymi rękoma. Jak w Rwandzie. Jak w Kambodży. Jak - zbyt wiele jest tego jak, a być nie powinno wcale.
Natomiast nie na miejscu były demonstracje. I nie wiem, czy pójdę na demonstrację 19 marca. Tę najbliższą, zapowiadaną. Zastanowię się jeszcze. Poważnie. Ale wiem, że jeżeli pójdę, to będę się głupio czuł w towarzystwie takich ludzi jak Filip Ilkowski, którzy organizowali te ostatnie, styczniowe.
A może poprosić ich, żeby to tym razem oni nie przyszli? I nie przychodzili nigdy więcej?
O demonstracjach styczniowych (2005)
dziękuję ci rafał za ważny głos,
mówisz prawdopodobnie o odczuciach jakie mogą mieć także inni. także moim zdaniem nie na miejscu jest protest przeciwko temu, że ktoś, choćby nawet był to putin, chciał uczcić pamięć pomordowanych w Oświęcimiu. jednak mój protest miał inny sens. swoją obecnością przed ambasadą demonstrowałem nie przeciwko obecności putina, tylko zwracałem uwagę na jego postawę i udział w innych konfliktach jako oprawca o wymiarach zbrodni, które każą myśleć także o Oświęcimu. przypomnę Oświęcim - 1,5 mln ludzkich istnień, instytucja prez. Putina skrywa w dalszym ciagu dokumenty własnej zbrodni np. głód na Ukrainie - 7 mln ludzi. O te siedem milionów, a także o Czeczenię chodziło, a nie o jego obecność.
Wg. słów K.Geberta obchody Oświęcimia mają sens tylko jeśli zwrócimy uwagę na inne podobne zbrodnie, które rozgrywają się naszych oczach. Choćby dlatego odniesienia do bierzącej polityki mają sens. Ciekawe byłoby publiczne pytanie do uczestników obchodów, czy za 60 lat zechcą spotkać się, żeby uczcić ofiary z Darfur w Afryce. Chyba zapewnialiby, że owszem !
Niestety protest był źle przygotowany, a przez to jego przekaz niejasny, więc twoje wątpliwosci nie dziwią. Niejasna wymowa daje pole do popisu krzykaczom i zawsze gwałci uczucia tych, których intencje były nieco subtelniejsze.
Ten temat powinien być poddany głębszej dyskusji, do czego namawiam innych.
mówisz prawdopodobnie o odczuciach jakie mogą mieć także inni. także moim zdaniem nie na miejscu jest protest przeciwko temu, że ktoś, choćby nawet był to putin, chciał uczcić pamięć pomordowanych w Oświęcimiu. jednak mój protest miał inny sens. swoją obecnością przed ambasadą demonstrowałem nie przeciwko obecności putina, tylko zwracałem uwagę na jego postawę i udział w innych konfliktach jako oprawca o wymiarach zbrodni, które każą myśleć także o Oświęcimu. przypomnę Oświęcim - 1,5 mln ludzkich istnień, instytucja prez. Putina skrywa w dalszym ciagu dokumenty własnej zbrodni np. głód na Ukrainie - 7 mln ludzi. O te siedem milionów, a także o Czeczenię chodziło, a nie o jego obecność.
Wg. słów K.Geberta obchody Oświęcimia mają sens tylko jeśli zwrócimy uwagę na inne podobne zbrodnie, które rozgrywają się naszych oczach. Choćby dlatego odniesienia do bierzącej polityki mają sens. Ciekawe byłoby publiczne pytanie do uczestników obchodów, czy za 60 lat zechcą spotkać się, żeby uczcić ofiary z Darfur w Afryce. Chyba zapewnialiby, że owszem !
Niestety protest był źle przygotowany, a przez to jego przekaz niejasny, więc twoje wątpliwosci nie dziwią. Niejasna wymowa daje pole do popisu krzykaczom i zawsze gwałci uczucia tych, których intencje były nieco subtelniejsze.
Ten temat powinien być poddany głębszej dyskusji, do czego namawiam innych.
Może nie sama obecność polityków na obchodach jest denerwująca, ale świadomość tego, że wykorzystają tragedię do swoich niskich celów. Putin np. pośrednio porównał współczesne zagrożenie "terroryzmem" (używam cudzysłowu, ponieważ nazywa terrorystami m.in. partyzantów czeczeńskich) do zagrożeń stworzonych przez nazizm. Obrzydliwe, biorąc pod uwagę karierę płk. Putina, wyniesionego do władzy dzięki zbrodniom na ludności Czeczenii.
------------------ notatka administratora
uwaga, ten post został omyłkowo przypisany kajtowi, jego autor pozostaje nieznany
------------------ notatka administratora
uwaga, ten post został omyłkowo przypisany kajtowi, jego autor pozostaje nieznany
Nie podziękowałem za odpowiedź...
Nie podziękowałem Zbyszkowi za odpowiedź, choć powinienem. Może dlatego, że otrzymałem ją pocztą, co jakby zwolniło mnie z obowiązku zajrzenia na forum i poszukania jej.
Putin nie jest moim bohaterem. Nie lubię go, wręcz nie szanuję. Ale tam, w Oświęcimiu występował w imieniu ludzi, którzy walczyli w imię pewnej ważnej sprawy. Ginęli za nią, odnosili rany lub choćby narażali życie. Tamta wojna miała wiele ciemnych stron i wśród nich byli i ci, którzy i te strony zapisywali ale nie można zawsze wszystkiego ważyć. Im należy się szacunek i wdzięczność, za to, co zrobili dobrego. Także dla mnie...
A potępiając jedne zbrodnie, potępiamy też ich naśladowców. Czynimy kryteria moralne trochę wyraźniejszymi. I obowiązującymi wszystkich. Dotyczy to też Putina...
Putin nie jest moim bohaterem. Nie lubię go, wręcz nie szanuję. Ale tam, w Oświęcimiu występował w imieniu ludzi, którzy walczyli w imię pewnej ważnej sprawy. Ginęli za nią, odnosili rany lub choćby narażali życie. Tamta wojna miała wiele ciemnych stron i wśród nich byli i ci, którzy i te strony zapisywali ale nie można zawsze wszystkiego ważyć. Im należy się szacunek i wdzięczność, za to, co zrobili dobrego. Także dla mnie...
A potępiając jedne zbrodnie, potępiamy też ich naśladowców. Czynimy kryteria moralne trochę wyraźniejszymi. I obowiązującymi wszystkich. Dotyczy to też Putina...