od p.Billa otrzymałem nastepujący wycinek z gazety rzeczpospolita z 10.8.2005:
GRUNTY
Pół wieku szukali wniosku
Prawie 56 lat zajęło urzędnikom odnalezienie dokumentu, dzięki któremu
Dorota Krzymowska ma szansę wygrać z miastem batalię o swój dom
O odwołaniu rozprawy Dorota Krzymowska dowiedziała się w sądzie
(c) ROBERT GARDZIŃSKI
Pierwsza rozprawa o oddanie miastu rodzinnego domu państwa Krzymowskich zaplanowana była na wczoraj na godz. 11. Do sądów w al. Solidarności zjechali przyjaciele pani Doroty, ponad dwadzieścia osób. Na wokandzie nie znaleźli nazwiska malarki.
- 29 lipca sąd rozpatrzył wniosek prezydenta miasta o zawieszenie rozprawy z powodu odnalezienia wniosku o przyznanie wieczystego użytkowania złożonego przez pani dziadka - usłyszała w sekretariacie Dorota Krzymowska.
- O mało nie zemdlałam - mówi. - Przecież mój dziadek, Jerzy Krzymowski, złożył wniosek w 1949 r., czyli 56 lat temu! Do tej pory nasza rodzina nie otrzymała żadnej odpowiedzi, a urzędnicy wmawiali mi, że takiego wniosku nigdy nie było - opowiada. O zawieszeniu rozprawy też zapomnieli ją w porę powiadomić.
Urzędnicy stawiają pod ścianą
Sprawa przyznania wieczystego użytkowania Jerzemu Krzymowskiemu nie była załatwiona przez kilkadziesiąt lat. W świetle prawa właścicielem willi i ogrodu przy ul. Morszyńskiej na Sadybie było więc miasto. Dlatego w kwietniu urzędnicy postawili pani Krzymowskiej ultimatum: podpis pod umową dzierżawy albo wywłaszczenie. W podobnej sytuacji znalazły się setki warszawiaków, m.in. z Mokotowa, Wesołej, Targówka, Ochoty, którzy stracili majątek na mocy dekretu Bieruta.
- Niczego nie podpisałam. Straciłabym wówczas prawo do domu mojego dziadka. Ponadto nie stać mnie na płacenie kilkunastu tysięcy złotych rocznie tylko za to, że mieszkam u siebie - tłumaczy.
Po odmowie miejscy urzędnicy wystawili dom na Sadybie "do zagospodarowania", czyli na sprzedaż. - Od tamtej pory nachodzą mnie jakieś podejrzane typki i zastraszają. Podobno przeszkadzam im w zrobieniu interesu z miastem - mówi Krzymowska.
Miasto zawiesza procesy
W maju miasto skierowało do sądu kilkaset pozwów o wywłaszczenie spadkobierców byłych właścicieli nieruchomości. W swoich domach mogli mieszkać, ale od 1945 r. nie byli ich prawnymi właścicielami. Wśród 800 spraw znalazł się pozew przeciwko Dorocie Krzymowskiej.
- Zanim miasto pozwało do sądu moją klientkę, najpierw powinno rozpatrzyć wniosek dekretowy złożony przez jej dziadka - twierdzi adwokat Robert Nowaczyk.
Akurat tego dokumentu urzędnicy nie mogli odszukać. Teraz, po jego odnalezieniu, pojawił się - zdaniem adwokata - cień szansy na rozstrzygnięcie sporu na korzyść klientki.
- Ja jednak czuję, że miecz Damoklesa ciągle nade mną wisi. Przecież sprawa jest jedynie zawieszona. Nie wiem, co będzie, gdy w mieście zmieni się władza - mówi pani Dorota.
W warszawskich sądach podobnych spraw są setki, a na rozpatrzenie czeka ponad 10 tysięcy wniosków dekretowych.
- Od czerwca na polecenie prezydenta miasto pisze wnioski o wstrzymywanie procesów wywłaszczeniowych, które samo wytoczyło - mówi Marcin Bajko, zastępca dyrektora biura nieruchomości. Według niego zatrzymanych spraw mogło być już kilkadziesiąt.
Zawiadomienie o odwołaniu rozprawy wyznaczonej na godz. 11 listonosz przyniósł do Doroty Krzymowskiej o godz. 16.
MACIEJ SZCZEPANIUK
--------------------------------------------------------------------------------
Walczył o wolność Jerzy Bogdan Leon Krzymowski, ps. Bajka (na zdjęciu w białej marynarce), dziadek pani Doroty, walczył w Pierwszej Brygadzie Legionów Piłsudskiego, bił się też w wojnie bolszewickiej. Później został naczelnikiem słynnej przedwojennej "2", czyli kontrwywiadu. Za zasługi został odznaczony orderem Polonia Restituta. W tym czasie kupił ziemię w Spółdzielni Oficerskiej Sadyba (powstała w 1923 r.), gdzie dostawali się jedynie zasłużeni dla Polski oficerowie z poręczenia dwóch innych członków spółdzielni. W 1931 roku skończył budowę domu. W 1939 r. jako członek rządu musiał uciekać do Rumunii. Do Polski wrócił dopiero w 1948 roku, trzy lata po dekrecie Bieruta. Zanim komunistyczne władze wsadziły go do więzienia, zdążył złożyć wniosek dekretowy, który do dziś pozostał bez odpowiedzi. Zmarł w 1969 r. Przez jego dom przewinęło się ok. 30 lokatorów, narzucanych Krzymowskim przez kwaterunek. O odzyskanie rodzinnego domu walczył wcześniej jego syn, Cezary, a teraz wnuczka.
sprawa p.Doroty Krzymowskiej
art w życiu warszawy
Miasto walczy o nieruchomości
Warszawski sąd okręgowy zawiesił rozpatrzenie wniosku Doroty Krzymowskiej o zwrot znacjonalizowanych po wojnie nieruchomości. Powód? Urząd miasta nie ustosunkował się do wniosków byłych właścicieli o przyznanie wieczystej dzierżawy nieruchomości.
Cała sprawa zaczęła się w kwietniu tego roku. Wtedy miejscy urzędnicy rozpoczęli procedurę odzyskiwania upaństwowionych po wojnie gruntów. Wielu warszawiaków otrzymało pisma wzywające ich do dostarczenia dokumentów, na podstawie których zajmują oni nieruchomość. Gdy ktoś nie mógł dostarczyć dokumentów, miasto proponowało podpisanie umowy dzierżawy gruntu na czas określony. Jeśli się na to nie zgadzał, sprawy kierowane były do sądu.
Warszawa ma niezwykle skomplikowaną sytuację własnościową gruntów. Po wojnie Bolesław Bierut dekretem znacjonalizował nieruchomości. Byli właściciele mogli składać tzw. wnioski dekretowe o ich zwrot. Bardzo często były one jednak - niezgodnie z prawem - rozpatrywane negatywnie lub nie rozpatrywane w ogóle. Takie wnioski złożyli m.in. dziadek i ojciec Doroty Krzymowskiej. Przez lata pozostały one jednak bez odpowiedzi.
Na tej podstawie warszawski sąd zawiesił wczoraj postępowanie w jej sprawie. Teraz Krzymowska może starać się za zgodą rady miasta o ustanowienie użytkowania wieczystego na 30 lat, co z kolei pozwoli jej potem starać się o uzyskanie prawa własności.
Data: 2005-08-10
PAP, JUKA
Warszawski sąd okręgowy zawiesił rozpatrzenie wniosku Doroty Krzymowskiej o zwrot znacjonalizowanych po wojnie nieruchomości. Powód? Urząd miasta nie ustosunkował się do wniosków byłych właścicieli o przyznanie wieczystej dzierżawy nieruchomości.
Cała sprawa zaczęła się w kwietniu tego roku. Wtedy miejscy urzędnicy rozpoczęli procedurę odzyskiwania upaństwowionych po wojnie gruntów. Wielu warszawiaków otrzymało pisma wzywające ich do dostarczenia dokumentów, na podstawie których zajmują oni nieruchomość. Gdy ktoś nie mógł dostarczyć dokumentów, miasto proponowało podpisanie umowy dzierżawy gruntu na czas określony. Jeśli się na to nie zgadzał, sprawy kierowane były do sądu.
Warszawa ma niezwykle skomplikowaną sytuację własnościową gruntów. Po wojnie Bolesław Bierut dekretem znacjonalizował nieruchomości. Byli właściciele mogli składać tzw. wnioski dekretowe o ich zwrot. Bardzo często były one jednak - niezgodnie z prawem - rozpatrywane negatywnie lub nie rozpatrywane w ogóle. Takie wnioski złożyli m.in. dziadek i ojciec Doroty Krzymowskiej. Przez lata pozostały one jednak bez odpowiedzi.
Na tej podstawie warszawski sąd zawiesił wczoraj postępowanie w jej sprawie. Teraz Krzymowska może starać się za zgodą rady miasta o ustanowienie użytkowania wieczystego na 30 lat, co z kolei pozwoli jej potem starać się o uzyskanie prawa własności.
Data: 2005-08-10
PAP, JUKA