Jest początek lat trzydziestych XX w. Dziadkowie byli wtedy jeszcze młodzi. Ale ustabilizowani życiowo. Postanowili budować ze szwagrostwem, na ówczesnych peryferiach miasta, bliźniaczy dom. Było to przedsięwzięcie zbiorowe środowiska, w którym żyli. Powstała kolonia mieszkaniowa. W niedługi czas po wybudowaniu domu wybuchła wojna. Jeden z ich synów, nieletni, pseudonim „Dodek”, był żołnierzem Armii Krajowej. Walczył w Powstaniu Warszawskim, w żoliborskim zgrupowaniu „Żywiciel”. Po upadku Powstania dostał się do obozu przejściowego w Pruszkowie, potem był więźniem stalagu 11A Altengrabow. Jego wuj, brat matki, porucznik Armii Krajowej, pseudonim „Andrzej” również walczył w Powstaniu Warszawskim. Był szefem powstańczego magazynu broni i rusznikarni, znajdującej się przy ul. Suzina na warszawskim Żoliborzu. W bliżej nieznanych okolicznościach poległ. Miejsce jego pochówku nie jest znane. Mieszkańcy tej kolonii oddawali życie także w Katyniu. Dziadkowie wojny nie przeżyli. Wojna od tego jest. W „nagrodę” za świadczenia ojczyźniane rodziny odebrano jej po wojnie dom. Objęty został szczególnym trybem najmu, a działka na której stoi została skonfiskowana, mocą tak zwanego dekretu Bieruta.
Dekret Bieruta nie ma oparcia w Konstytucji Marcowej (1921), która nie przewidywała dekretu jako źródła prawa. Tak zwany Polski Komitet Wyzwolenia Narodowego (PKWN), starszy brat Wojskowej Rady Ocalenia Narodowego (WRON) i Patriotycznego Ruchu Odrodzenia Narodowego (PRON) uznał za nielegalną Konstytucję Kwietniową (1935). Gdyby jednak - hipotetycznie - uznać tę delegalizację za nielegalną to i tak nie da się skonstruować legalności tego aktu. Konstytucja Kwietniowa przewidywała dekrety, lecz tylko Prezydenta RP i tylko w sprawach określonych. Dekret Bieruta złamał podstawową zasadę – supeficies solo cedit – na której wyrosła nasza cywilizacja. Dokonano nie mającej odpowiednika w historii ludzkości sekwestracji całego miasta.
Do walki o życie osieroconych dzieci staje siostra dziadka. Po jako takim ogarnięciu spraw najważniejszych, postanowiła zatroszczyć się także o dorobek materialny rodziny. Złożyła wniosek dekretowy. Komunizm, jak III Rzesza, miał przed sobą tysiącletnią przyszłość. Władze nie spieszyły się z porządkowaniem spraw prawnych. Stołeczny Zarząd Gospodarki Mieszkaniowej Prezydium Rady Narodowej m.st. Warszawy, dopiero 08.04.1958 r. potwierdził, po 13 latach (SIC!!!), że wniosek o przyznanie prawa własności czasowej złożony w ustawowym terminie nie został dotychczas rozpatrzony. Fakt ten potwierdził również, 07.03.1985 r., po 40 latach (SIC!!!), Wydział Geodezji i Gospodarki Gruntami Urzędu Dzielnicowego Warszawa-Żoliborz. Urząd jednak nie miał zamiaru rozpatrzeć tego wniosku, a zamiast tego 19.07.1985 r. - w kilka miesięcy po szyderczym piśmie informującym, że od ponad 40 lat władza pracuje nad rozpoznaniem wniosku – wyjęła z księgi wieczystej naszej nieruchomości, na podstawie dekretu Bieruta, w stadium octowym rozwoju komunizmu, grunt, założyła dla niego księgę wieczystą i wpisała się jako nowy właściciel. Substytutem powiadomienia nas o tym fakcie, tak jakby nie znano naszego adresu, było wywieszenie tej decyzji (38460) w siedzibie Gminy. Proszę sobie wyobrazić, że żadne osoby nie złożyły zastrzeżeń, roszczeń i powodów do roszczeń.
W 1991 r. przystąpiliśmy w gronie najbliższej rodziny do czynności prawnych. W aktach notarialnych nie znalazł się grunt, ponieważ w wypisie z księgi wieczystej już go tam nie było. Wykorzystując ten fakt władza, obok późniejszych nikczemności, wzięła się za podważanie naszego następstwa prawnego do gruntu, na którym stoi nasz dom. A niezwłocznie po dokonaniu czynności prawnych ponowiliśmy wniosek w sprawie wieczystego użytkowania. Wniosek został zignorowany. Żadnego urzędnika państwowego nie interesowała i nie interesuje do dziś kilkudziesięcioletnia zwłoka w rozpatrywaniu wniosku dekretowego.
Złożyliśmy skargę do Prezydenta m.st. Warszawy na stwierdzenia zawarte w pismach podpisanych przez naczelnik Wydziału Spraw Dekretowych i Związków Wyznaniowych Biura Gospodarki Nieruchomościami Urzędu m.st. Warszawy. Ku naszemu zdumieniu prezydent przekazał skargę naczelnik, która sama na skargę na swoje pismo odpowiedziała!
Powojenna władza znacjonalizowała Polskę. Ale nie wszystkie posiadłości fizycznie przejęła. Po czasie zorientowała się, że ci pozostawieni „nie na swoim” mogą swoje posiadłości odzyskać na drodze zasiedzenia. 07.07.1961 r. wprowadzono zakaz zasiadania własności państwowej. Zakaz obowiązywał do 27.05.1990 r. Uchylony został, najwyraźniej w chwili jakiejś słabości, przez premiera Tadeusza Mazowieckiego z prawem zaliczenia do zasiedzenia piętnastu lat – z potrzebnych trzydziestu – z okresu zakazu. Premier Tadeusz Mazowiecki uznał, że władze ten problem przez piętnaście lat rozwiążą. Nie rozwiązały. Ani przez te piętnaście lat, ani przez następne piętnaście. Biegnie już kolejne piętnastolecie. 27.05.2005 r. prezydent m.st. Warszawy, profesor prawa, późniejszy mąż stanu i prezydent Rzeczypospolitej Polskiej obudził władzę po piętnastoletniej bezczynności i wniósł do sądów dwadzieścia tysięcy pozwów przeciwko prawowitym właścicielom pozbawionym własności bezprawiem komunistycznej władzy. Wniesieniem pozwów przerywa im bieg zasiedzenia. Nam uczynił to ostatniego dnia zamykającego trzydziestoletni okres. Bezprawny, niekonstytucyjny dekret Bieruta służy najwyraźniej w sposób perfidnie przewrotny bezradnemu wobec własnej chciwości drapieżnemu establishmentowi kapitalistycznej rzeczywistości. Wszystko wskazuje na to, że bezprawny, niekonstytucyjny dekret Bieruta wchodzi w skład aktów założycielskich III Rzeczypospolitej. Zasiedzenie nie jest restytucją zawłaszczonej nieruchomości, jest jej nabywaniem, nazwanym skrycie opłatą za zasiedzenie. Czy państwo, wobec bezprawności dekretu Bieruta nie występowałoby tu w roli pasera? Ale i tę drogę postanowiło nam zamknąć.
Kwestionujemy, powołując się na art.5 kodeksu cywilnego, sensowność i uporczywe dążenie obecnej władzy do utrzymania rozdzielności tego co było i jest jednością. Zarzucamy administracji m.st. Warszawy „złą wiarę” w interpretacji, na przekór art.65 w/w kodeksu, zapisów sporządzonych w Państwowych Biurach Notarialnych, że dotyczą rzekomo kuriozalnej „wiszącej nieruchomości”. Wydarzenia historyczne szczęściem ominęły naszą nieruchomość. Granice działki pozostały nienaruszone. Tymczasem władza posługuje się trzema powierzchniami. Administracja m.st. Warszawy, bez wstydu i zażenowania, w załączniku graficznym prezentuje: granica z posesją budowaną przez szwagrostwo dziadków, która przepadła w pożodze dziejów przechodzi we wnętrzu pomieszczeń naszego domu, a nie w połowie wspólnej ściany bliźniaczej zabudowy, z drugiej strony przechodzi przez wnętrze garażu, na budowę którego władze wydały pozwolenie w połowie lat siedemdziesiątych ubiegłego wieku. Komunizm propagandowo szermował sprawiedliwością społeczną, która w praktyce polegała na tym, żeby miejsce „krwiopijców i wyzyskiwaczy” zajęli szermierze nowej ideologii.
Nieruchomość nasza okrojona została - na papierze - ze wszystkich stron kuriozalnymi działkami. Ktoś nadał im numery (77/2, 77/3, 161, 162), podał powierzchnie (3, 8, 25, 32 m²), dla trudniejszego zorientowania się w ich absurdalności, w hektarach i przyłączył do nieruchomości sąsiednich. Urzędnicy Biura Geodezji i Katastru wmawiają nam ich samorództwo. Udzielają mętnych odpowiedzi używając czasowników w formie bezosobowej. A my w samorództwo tych kuriozalnych działek nie wierzymy.
Zmowa milczenia wokół dekretu Bieruta trwa. Milczą posłowie i senatorowie, marszałkowie Sejmu i Senatu. Wiją się, udzielają pokrętnych odpowiedzi prezydenci RP, premierzy, Prezesi Trybunału Konstytucyjnego, Rzecznicy Praw Obywatelskich, Prokuratorzy Generalni, Ministrowie Sprawiedliwości. Tymczasem posługują się dekretem urzędy, sądy, kolegia odwoławcze, prezydenci miasta. „Elity” polityczne kraju postawiły praworządność ponad sprawiedliwością. Uznały, że da się zbudować państwo praworządne na komunistycznym bezprawiu. Nie dokonały cięcia prawnego między zbrodniczym Peerelem a III Rzecząpospolitą.
W rozdziale 1, artykule 13 obowiązującej Konstytucji z 1997 r. jest potępienie komunizmu.
Sprawa toczy się już ponad 75 lat. Przez pokolenia.
Włodzimierz Rynowiecki
HISTORIA JEDNEJ WARSZAWSKIEJ NIERUCHOMOŚCI
-
- dekretowiec
- Posty: 12
- Rejestracja: czw paź 07, 2021 9:35 pm