Czy Internet wygra z demokracją parlamentarną ?
(rozważania futurologia politica, no science non fiction)
Z.Lisiecki, Wrzesień 2005
Polacy są narodem, który lubi dyskutować i sprzeczać się o sprawach publicznych. Cenimy swoją wolność w niezależnym stanowisku, bo tam się ona podobno zaczyna. Te naturalne skłonności wraz z umiarem i brakiem fanatyzmu predysponowały nas do pierwszych form demokracji w nowożytnej Europie. Cóż kiedy zabrakło odpowiedniej techniki, społecznej organizacji, oraz życzliwych sąsiadów. Liberum Veto było maximum tego, co dało się przy tych środkach osiągnąć - szczytem i upadkiem zarazem.
Od tego czasu Europa przeszła w dziedzinie organizacji życia społecznego długą drogę, a cykl rozwojowy opartej na odrodzeniowych ideach wolnych obywateli dokonujących wolnych wyborów demokracji parlamentarnej minął, jak się wydaje swoje apogeum. Przewartościowała go socjologia mas, w której o wolnym wyborze zamiast partiotycznych i odważnych wypowiedzi na publicznym forum decydować zaczął medialny obieg (dez-) informacji. Jego niebywała siła multiplikowania ideologii porwała całe narody do zbrodniczych rzezi. Choć w ostatnich kilkudziesięciu laty udało się zaakceptować pewne niezbywalne standardy tzw. państwa prawa zabezpieczające przed nadużyciami dokonywanymi przez większość - "wolne wybory" nadal pozostają w wielu aspektach mrzonką. Choć z demokracji parlamentarnej wiele osiągnęliśmy w dziedzinie wolności i w standarcie życia, wiele więcej rozwoju społecznego "wycisnąć" się już z niej chyba nie da.
Doświadczając komercyjnych manipulacji medialnych na codzień, obywatele coraz mniej mają ochotę cedować swoją wolną wolę na postacie z plakatów wyborczych. Żebranie o takie przekazywanie prawa do reprezentowania przybiera coraz dziwaczniejsze w swej rozpaczy, groteskowe formy w TV i w print mediach. Decydujące i tragiczne nieraz w swoich skutkach decyzje o losach żywych ludzi wydają się być dokonywane w publicznych show kierowanych miernikami oglądalności. Choć nie wszyscy kojarzą podobne spektakle ze zbiorowym gwałtem - niesmak do spraw publicznych kładzie się cieniem na parlametaryzmie. Im gorsze wybory, tym bardziej na brak właściciela odpowiedzialnego za ich stan cierpią sprawy publiczne.
A sprawy te stają się w gwałtowny sposób coraz bardziej skomplikowane. Co dawniej mógł objąć swoim spojrzeniem dobry król, tego dziś nie obejmie wiedzą, świadomością, ani tym bardziej odpowiedzialnością kilkusetosobowe gremium z armią doradców, prawników i urzędników. Sama ilość materiału pisemnego, który powinien przetrawić przed głosowaniem każdy poseł nie daje mu na to nawet teoretycznych czasowych szans.
Także same narzędzia władzy - urzędy - zdają się mieć swoje dobre, lecz także i nierozwiązywalnie złe strony. Jest nim np. nieprawdłowy motyw działania: zamiast troski o sprawę jest nim troska o miejsce pracy. Niczyja to wina oczywiście, tylko konsekwencja pochodzącej z absolutyzmu takiej, a nie innej organizacji tego systemu.
70-te lata przyniosły wraz z ideami "powrotu do natury" pomysł na decentralne sterowanie, na rozczłonkowanie odpowiedzialności do lokalnych grup. "Nic o nas bez nas" było także w Polsce podtekstem reformy regionów, do której ciągnęła nas nostalgia do 80-tych lat "szturmu o wolność".
Świadomi i wolni obywatele chcą i potrzebują jednak wiele więcej. Spadająca frekwencja wyborcza jest powierzchownie tylko oznaką braku zainteresowania, lecz głębiej wskazuje przecież na olbrzymi potencjał tych ambicji.
Jak uczynić, żeby o sprawach ważnych decydowali najmądrzejsi ? Jak zrobić, żeby głosy osób, które rzeczywiście wnoszą coś nowego nie utonęły w konflikcie profiliacji organów władzy. Samo skomplikowanie życia przychodzi nam z podpowiedzią. Sprawy istotne stały się tak trudne pojęciowo, że tylko niewielka grupka ma w nich coś do powiedzenia. Jednak jest to zarazem głos niezbywalny.
Naturalną ludzką postawą jest obserwowanie przywódców i oznaki poparcia lub jego braku dla nich w każdej ważnej kwestii, a nie tylko jeden głos raz na cztery lata, z którym potem nie wiadomo dokładnie co się stało. Nowe media elektroniczne prawidłowo zastosowane dają możliwości realizacji tych postaw. Czego nie potrafiliśmy w XVI wieku - w skoordynowany sposób podejmować decyzji w Sejmie, to umożliwia nam dzisiejsza technika informatyczna - zorganizować wielowątkową dyskusję bez ograniczeń przestrzennych i czasowach z dowolną otwartą liczbą uczestników, w której decydujący jest argument, a nie chwilowe emocje na sali. Potrafimy dopuścić jednocześnie każdego chętnego do głosu unikając przy tym chaosu.
Czy potrzebni są jeszcze reprezentanci (parlementariusze) ? Przecież to właściwe atrybuty dyskursu i procesu decyzyjnego, a nie powszechny wybór reprezentanta zapewniają jakość decyzji.
Nie postuluję pozbycia się parlamentu, jednak parlamentariusze coraz częściej przejmować będą funkcje usługowe moderatorów dyskusji. Już dziś politykowi dość trudno pogodzić w osobisty sposób przeżywaną odpowiedzialność z funkcją reprezentowania zdania innych osób, co do którego ma on swoje wątpliwości. W odpowiednio koordynowanej dyskusji o meritum decydować będą nie tylko ludzie o największej potrzebie kariery politycznej, lecz coraz częściej ludzie najbardziej zaainteresowani danym tematem. To oni muszą także przejmować odpowiedzialność. Techniki organizacji życia społecznego powinny im w tym dopomóc.
Aby tego dokonać spełnić należy warunki dobrej dyskusji odpowiadające ludzkiej psychologii, jak przynajmniej:
1. wymagać pełnej przejrzystości procesów decyzyjnych - co najmniej pełna łatwo dostępna dokumentacja, jaka decyzja, przez kogo i dlaczego zapadła.
2. zapewnić opiekę dla chwilowych grup obywatelskich: przynajmniej stałe miejsca słuchacza dla zainteresowanych obywateli, szczególnie dla NGOsów w gremiach decyzyjnych
3. przynajmniej konsultacje ważniejszych decyzji w wolno dostępnych dobrze zorganizowanych dyskursach w Internecie (np.fora) oferujących profesjonalne usługi moderowania
4. prawne poparcie dostępu do mediów dla chwilowych grup obywatelskich
Masa krytyczna zostanie osiągnięta jeśli każdy aspekt życia publicznego poddany będzie mógł być w łatwy sposób wolnej dyskusji zorganizowanej zgodnie z zasadami odpowiedzialności, przejrzystości, itd.
Zamiast decyzji merytorycznych powinni wybrani moderatorzy zapewniać takie cechy procesu decyzyjnego jak: otwartość, rzeczowość, ciągłość niezależną od wahań nastrojów, zaufanie, życzliwość. Tych kilka oczywistych standardów obroni nas przed populizmem, jeśli tylko zostaną one gdzieś w przejrzysty sposób zaoferowane. Dlaczego tak może się stać ? Ponieważ sama możliwość właściwego postawienia tematu populizmu będzie przy odpowiednio szerokiej dyskusji skutkować we właściwych zaradczych środkach prawnych.
Decydujące jest pytanie: jakie decyzje powinny być gdzie i w jaki sposób najskuteczniej podejmowane. Zadaniem moderatora jest odpowiedzieć na to pytanie w profesjonalny sposób. Wszyscy wiemy, że obecna realna polityka pozwala tu sobie częstokroć na niedopuszczalne kompromisy z "potrzebą chwili". Tym bardziej traci ona kontrolę nad rzeczywistością.
Czy e-demokracja zastępująca demokrację parlamentarną to utopia ? Z pewnością także ten model decydowania o sprawach społecznych będzie miał swoje nienaprawialne wady, najprawdopodobniej jak w przypadku parlamentaryzmu "poślizgniemy" się gdzieś na ludzkiej socjologii, ponieważ zabraknie nam dla niej właściwych pojęć. Jednak jest e-demokracja o wiele bliższa ludzkiej naturze, wydaje się koniecznością w obliczu ważkich decyzji przed którymi stoimy, i co najważniejsze rezygnacja z niej oznacza tylko zdobycie władzy przez jej wykoślawioną parodię w TV.
Młodsze pokolenia, środowiska fachowe i inne i tak zbierają się w wirtualne gremia. Brak im tylko poparcie dla ich odpowiedzialności, oraz pomocy i gwarancji spełnienia standardów otwartego sposobu podemowania decyzji. Te dwie cechy powinno zaoferować im społeczeństwo we własnym dobrze pojętym interesie.
Od kilku miesięcy gov.pl oferuje możliwość publicznego komentowania nielicznych proponowanych ustaw. Dotyczy to np. regulacji w sprawie patentów na programowanie. Wypowiedzi było mało. Być może nie tylko ze względu na skomplikowany temat - lecz także dlatego, że nie wiadomo co z nich wynika. Podejrzewać można, że spożytkowane one zostaną wyłącznie jako pomoc argumentacyjna w innym gremium decyzyjnym.
Żeby Polska była Polską musi Internet nam zwrócić prawo do odpowiedzialnego publicznego podejmowania ważnych tematów. Solidarnościowy paradygmat upodmiotowienia obywateli odnajdzie wtedy być może swoją kontynuację na miarę dylematów współczesnego społeczeństwa.
Czy demokracja musi być parlamentarna ?
Czy demokracja musi być parlamentarna ?
Ostatnio zmieniony pt wrz 02, 2005 1:07 am przez zbyszek, łącznie zmieniany 2 razy.
Kto jest online
Użytkownicy przeglądający to forum: CommonCrawl [Bot] i 2 gości