Lapidarny opis sytuacji finansowej i braku pieniądza
Moderator: Violetta Okoń
-
- local
- Posty: 295
- Rejestracja: wt lip 29, 2003 2:10 pm
- Lokalizacja: Warszawa
- Kontakt:
Lapidarny opis sytuacji finansowej i braku pieniądza
Lapidarny opis sytuacji finansowej i braku pieniądza (nie tylko w Polsce).
Są ludzie, którzy wyśmiewają się z dodruku pieniądza jako zjawiska niebezpiecznego lub po prostu bezużytecznego. Łatwo im to "udowodnić", bowiem najczęściej rozpatrują sprawę dodruku pieniądza przy niezmiennych innych parametrach, takich jak np. wzrost produkcji.
Łatwo jest wyśmiewać się z dodruku pieniądza, kiedy założy się, że produkcja jest stała.
W rzeczywistości jednak produkcja wcale nie jest stała. Rośnie ilość towarów na rynku i zgodnie z logiką (właśnie) powinna rosnąć także ilość pieniędzy. Brak przyrostu ilości pieniędzy można zrekompensować wzrostem szybkości ich obrotu, ale tylko do pewnych granic, bowiem wzrost szybkości obrotu, to wzrost tempa życia. (Limitem jest tutaj kondycja człowieka, który nie może żyć coraz szybciej. Nadmierny wzrost tempa życia przypłaca utratą zdrowia lub dobrego samopoczucia). Po wyczerpaniu rezerw związanych ze wzrostem tempa życia (lub dla społecznego komfortu) powinna wzrastać ilość pieniędzy (proporcjonalnie do wzrostu ilości dóbr) Unikamy wówczas tzw. "nadprodukcji", a w rzeczywistości: deflacji.
Postulat dodruku WŁAŚCIWYCH ilości pieniądza, WYNIKAJĄCYCH Z PRZYROSTU PRODUKCJI wydaje się dziecinnie prosty do zrozumienia. Pisał o tym C. H. Douglas, a Milton Friedman dostał m.in. za powtórzenie twierdzenia Douglasa (w nieco zmienionym
kontekście) nagrodę Nobla. Twierdzenie o dodruku pieniądza (związanym z przyrostem ilości dóbr) ma swoje tradycje, które dziwnym trafem są jednak najczęściej zaciekle zwalczane.
Bez wzrostu ilości pieniądza wśród ludzi, przyrost produkcji powoduje tzw "nadprodukcję", czyli osłabienie popytu. To jest jedna z dwu najważniejszych przyczyn tzw. "załamania"
w cyklu koniunkturalnym, lansowanym w klasycznej ekonomii jako nieuchronna cecha życia gospodarczego. (Drugą przyczyną jest nagłe przerwanie procesu inwestycyjnego spowodowane wstrzymaniem kredytów przez bankierów). Gdyby wraz z przyrostem dóbr konsumpcyjnych następowała emisja pieniędzy (dla potrzebujących) ciągłość popytu
byłaby zachowana. Zachowana by została także ciągłość wzrostu gospodarczego i zmierzalibyśmy ku dobrobytowi.
Logicznym jest pytanie, co zrobić, kiedy produkcja nie wzrasta, ale maleje. Wówczas, najczęściej występuje inflacja, na której tracą ci, którzy zgromadzili pieniądze. Ale samoistny spadek produkcji nie występuje często. Zazwyczaj produkcja rośnie jako efekt ludzkiej pracy.
Spadek produkcji ma miejsce najczęściej wówczas, kiedy zaczynają się kłopoty z realnym popytem. Ten zaś wynika głównie z ilości pieniądza na rynku (i z ilości ludzkich niezaspokojonych potrzeb). Ograniczając ilość pieniądza na rynku można doprowadzić do załamania gospodarki, (a nawet do depopulacji narodu). Niszczy się wówczas nie tylko system finansowy, ale i gospodarkę, jej możliwości produkcyjne; zakłady są likwidowane, a pracownicy powiększają ilość bezrobotnych. W przypadku ograniczania ilości pieniądza na rynku, rośnie oczywiście wartość pieniądza, ale jest on coraz trudniej dostępny. Jest to atrakcyjne dla wybranych ludzi: posiadaczy pieniędzy, że wartość pieniądza jest duża, a nawet może dalej rosnąć, ale de facto taki pieniądz jest nadwartościowy; jego wartość
jest sztucznie wywołana, poprzez zmniejszenie jego ilości.
Likwidacja nadwartościowości pieniądza, poprzez dodruk, może być okrzyczana jako zamach na pieniądz i prowokowanie inflacji. Łatwo można POMYLIĆ oba te zjawiska; inflację i likwidację nadwartościowości pieniądza. W rzeczywistości jest to początek uzdrawiania sytuacji finansowej. Jeżeli występuje DEFLACJA, dodruk pieniędzy jest początkiem uzdrowienia systemu finansowego. Należy te dodrukowane pieniądze rozdawać najuboższym, poprzez przywrócenie zasiłków (fundusz konsumpcyjny) oraz udzielać nie oprocentowanych kredytów najbardziej przedsiębiorczym (fundusz inwestycyjny). Może to robić Bank Narodowy.
Na razie te pomysły to tylko postulaty. Dominuje oprocentowany kredyt i częściowa rezerwa, czyli bankowy substytut pieniądza, który wypiera pieniądz konstytucyjny. Na naszych oczach przebiega proces, który na Zachodzie trwał 250 lat. Dlatego Polacy łatwiej niż inne narody mogą się zorientować w naturze substytutu pieniądza, który jest oprocentowanym długiem, oraz obronić pieniądz prawdziwy, konstytucyjny, którego emisja jest likwidowana, aby stworzyć miejsce dla substytutu.
Pokryciem dla bankowego substytutu pieniądza jest oprocentowany dług. To oczywiście jest pokrycie fikcyjne, dług rośnie w nieskończoność bez względu na przyrost dóbr. Jest to wprowadzanie tzw. wirtualnej gospodarki, która niszczy gospodarkę realną. Wierzyciele pozbawiają dłużników majątku, o ile dłużnicy nie wyrwą pieniądza społeczeństwu i nie wpłacą go do banku. Stosowanie powszechnego zadłużenia zamiast emisji pieniądza, prowadzi do uzależnienia się od „widzimisię” bankierów. A oni nie będą chcieli zrezygnować z odsetek. Więc po co to robić? (Los Argentyny jest tutaj dobrym przykładem). W efekcie dług jest tym, co niszczy gospodarkę i społeczeństwo, a rozwiązaniem sytuacji jest anulowanie wszystkich zobowiązań wobec lichwiarzy i wprowadzenie zasady monetyzacji dóbr i usług oraz zasad gospodarki bezodsetkowej.
Pozostał do omówienia mechanizm możliwie bezinwazyjnego zmniejszania ilości
pieniądza, tak, aby kontrolować inflację, która może się pojawić w przypadku spadku produkcji lub celowego jej zmniejszenia (np. na zbrojenia) Możliwe rozwiązanie to dodatkowe podatki. Ale tolerowanie UMIARKOWANEJ inflacji, też nie jest złym wyjściem i nie wymaga żadnych działań - co jest dużą zaletą. Wystarcza kontrola emisji pieniądza.
Są ludzie, którzy wyśmiewają się z dodruku pieniądza jako zjawiska niebezpiecznego lub po prostu bezużytecznego. Łatwo im to "udowodnić", bowiem najczęściej rozpatrują sprawę dodruku pieniądza przy niezmiennych innych parametrach, takich jak np. wzrost produkcji.
Łatwo jest wyśmiewać się z dodruku pieniądza, kiedy założy się, że produkcja jest stała.
W rzeczywistości jednak produkcja wcale nie jest stała. Rośnie ilość towarów na rynku i zgodnie z logiką (właśnie) powinna rosnąć także ilość pieniędzy. Brak przyrostu ilości pieniędzy można zrekompensować wzrostem szybkości ich obrotu, ale tylko do pewnych granic, bowiem wzrost szybkości obrotu, to wzrost tempa życia. (Limitem jest tutaj kondycja człowieka, który nie może żyć coraz szybciej. Nadmierny wzrost tempa życia przypłaca utratą zdrowia lub dobrego samopoczucia). Po wyczerpaniu rezerw związanych ze wzrostem tempa życia (lub dla społecznego komfortu) powinna wzrastać ilość pieniędzy (proporcjonalnie do wzrostu ilości dóbr) Unikamy wówczas tzw. "nadprodukcji", a w rzeczywistości: deflacji.
Postulat dodruku WŁAŚCIWYCH ilości pieniądza, WYNIKAJĄCYCH Z PRZYROSTU PRODUKCJI wydaje się dziecinnie prosty do zrozumienia. Pisał o tym C. H. Douglas, a Milton Friedman dostał m.in. za powtórzenie twierdzenia Douglasa (w nieco zmienionym
kontekście) nagrodę Nobla. Twierdzenie o dodruku pieniądza (związanym z przyrostem ilości dóbr) ma swoje tradycje, które dziwnym trafem są jednak najczęściej zaciekle zwalczane.
Bez wzrostu ilości pieniądza wśród ludzi, przyrost produkcji powoduje tzw "nadprodukcję", czyli osłabienie popytu. To jest jedna z dwu najważniejszych przyczyn tzw. "załamania"
w cyklu koniunkturalnym, lansowanym w klasycznej ekonomii jako nieuchronna cecha życia gospodarczego. (Drugą przyczyną jest nagłe przerwanie procesu inwestycyjnego spowodowane wstrzymaniem kredytów przez bankierów). Gdyby wraz z przyrostem dóbr konsumpcyjnych następowała emisja pieniędzy (dla potrzebujących) ciągłość popytu
byłaby zachowana. Zachowana by została także ciągłość wzrostu gospodarczego i zmierzalibyśmy ku dobrobytowi.
Logicznym jest pytanie, co zrobić, kiedy produkcja nie wzrasta, ale maleje. Wówczas, najczęściej występuje inflacja, na której tracą ci, którzy zgromadzili pieniądze. Ale samoistny spadek produkcji nie występuje często. Zazwyczaj produkcja rośnie jako efekt ludzkiej pracy.
Spadek produkcji ma miejsce najczęściej wówczas, kiedy zaczynają się kłopoty z realnym popytem. Ten zaś wynika głównie z ilości pieniądza na rynku (i z ilości ludzkich niezaspokojonych potrzeb). Ograniczając ilość pieniądza na rynku można doprowadzić do załamania gospodarki, (a nawet do depopulacji narodu). Niszczy się wówczas nie tylko system finansowy, ale i gospodarkę, jej możliwości produkcyjne; zakłady są likwidowane, a pracownicy powiększają ilość bezrobotnych. W przypadku ograniczania ilości pieniądza na rynku, rośnie oczywiście wartość pieniądza, ale jest on coraz trudniej dostępny. Jest to atrakcyjne dla wybranych ludzi: posiadaczy pieniędzy, że wartość pieniądza jest duża, a nawet może dalej rosnąć, ale de facto taki pieniądz jest nadwartościowy; jego wartość
jest sztucznie wywołana, poprzez zmniejszenie jego ilości.
Likwidacja nadwartościowości pieniądza, poprzez dodruk, może być okrzyczana jako zamach na pieniądz i prowokowanie inflacji. Łatwo można POMYLIĆ oba te zjawiska; inflację i likwidację nadwartościowości pieniądza. W rzeczywistości jest to początek uzdrawiania sytuacji finansowej. Jeżeli występuje DEFLACJA, dodruk pieniędzy jest początkiem uzdrowienia systemu finansowego. Należy te dodrukowane pieniądze rozdawać najuboższym, poprzez przywrócenie zasiłków (fundusz konsumpcyjny) oraz udzielać nie oprocentowanych kredytów najbardziej przedsiębiorczym (fundusz inwestycyjny). Może to robić Bank Narodowy.
Na razie te pomysły to tylko postulaty. Dominuje oprocentowany kredyt i częściowa rezerwa, czyli bankowy substytut pieniądza, który wypiera pieniądz konstytucyjny. Na naszych oczach przebiega proces, który na Zachodzie trwał 250 lat. Dlatego Polacy łatwiej niż inne narody mogą się zorientować w naturze substytutu pieniądza, który jest oprocentowanym długiem, oraz obronić pieniądz prawdziwy, konstytucyjny, którego emisja jest likwidowana, aby stworzyć miejsce dla substytutu.
Pokryciem dla bankowego substytutu pieniądza jest oprocentowany dług. To oczywiście jest pokrycie fikcyjne, dług rośnie w nieskończoność bez względu na przyrost dóbr. Jest to wprowadzanie tzw. wirtualnej gospodarki, która niszczy gospodarkę realną. Wierzyciele pozbawiają dłużników majątku, o ile dłużnicy nie wyrwą pieniądza społeczeństwu i nie wpłacą go do banku. Stosowanie powszechnego zadłużenia zamiast emisji pieniądza, prowadzi do uzależnienia się od „widzimisię” bankierów. A oni nie będą chcieli zrezygnować z odsetek. Więc po co to robić? (Los Argentyny jest tutaj dobrym przykładem). W efekcie dług jest tym, co niszczy gospodarkę i społeczeństwo, a rozwiązaniem sytuacji jest anulowanie wszystkich zobowiązań wobec lichwiarzy i wprowadzenie zasady monetyzacji dóbr i usług oraz zasad gospodarki bezodsetkowej.
Pozostał do omówienia mechanizm możliwie bezinwazyjnego zmniejszania ilości
pieniądza, tak, aby kontrolować inflację, która może się pojawić w przypadku spadku produkcji lub celowego jej zmniejszenia (np. na zbrojenia) Możliwe rozwiązanie to dodatkowe podatki. Ale tolerowanie UMIARKOWANEJ inflacji, też nie jest złym wyjściem i nie wymaga żadnych działań - co jest dużą zaletą. Wystarcza kontrola emisji pieniądza.
Re: Lapidarny opis sytuacji finansowej i braku pieniądza
dlaczego ilość pieniądza miałaby odpowiadać ilości ilości artykułów. przecież gdyby tak było zainstalowałbym maszynkę produkującą w sposób ciągły nikomu nie potrzebne buble, które w następnym pomieszczeniu ulegałyby przeróbce z powrotem a surowce, a ja stawałbym się automatycznie coraz bogatszy. to przecież perpetum mobile na bogactwo, a w rzeczywistości perwersja tego inni nazywają pieniądzem.Jacek A. Rossakiewicz pisze: Rośnie ilość towarów na rynku i zgodnie z logiką (właśnie) powinna rosnąć także ilość pieniędzy.
w rzyczywistości ilość pieniądza powinna przecież odpowiadać nie ilości towarów, lecz ilość transakcji handlowych, bo do tego one właśnie służą, co w przeliczeniu na ilość towarów oznaczałoby ilość tylko takich produktów, które są komuś potrzebne, tzn. takie które ktoś kupił.
Nadprodukcja nie wynika z braku pieniadza, ale z interwencjonalizmu panstwa, czyli roznych limitow i nakazow i zakazow. W nrmalnym panstwie nikt nie bedzie produkowal ton jedzenia czy sprzetu nie majac dostecznej penwosci, ze ktos je kupi. bada rynek, preferencje potencjalnych kupcow produktu,a nastepnie go tworzy starajac sie by byl jak anbardziej konkuencyjny wobec podobnych produktow. Oczywiscie i w takich krajach jest nadprodukcja jest ona jednak stosunkowo znikoma. Po prostu rynek sam sie reguluje, urzednicy nigdy nie przewidza ile czego bedzie potrzeba.
Co do produkcji pieniadza. Nie od dzis wiaodmo, ze liczba pieniedzy nieodpowiadajaca iczbie towarow prowadzi do inflacji. Czym wiecej pieniedzy sie doprodukuje tym wieksza bedzie inflacja, a wiec beda mniej wart,a wiec mniej sie za nie kupi, a wiec nie kupi sie wiecej:) Dlaczego dodruk pieniadza prowadzi do inflacji tlumaczyc chyba nie musze. Oczywiscie nie jest to jedyny czynnik infalcyjny.
Po co produkowac wiec pieniadze ponad wzrost towarow na rynku skoro mozna to robic proporcjonalnie do wzrostu ilosci towarow. ta ilosc PRAWIE ZAWSE rosnie wiec dazenie do dobrobytu byloby niesustanne. W idealnym panstwie o idelanie liberalnej gospodardce obywatel pomnazalby swoje dobra dwukrotnie w tepie 8-12 (w zaleznosci od potencjalu) lat co wydaje mi sie szybkoscia zadowalajaca.
Zbyszku w swoim rozwazaniu o perpetum mobile nie zauwazyles, ze jezeli sa to nikomu niepotrzebne buble to nikt tego nie kupi, a skoro nikt tego nie kupi to nie sa praktycznie nic warte. Jezeli dla Ciebie ten smiec bedzie wart np 10 zl to nie znaczy ze jest on wart 10 zl, a przekonac o tym bedziesz sie mogl probujac sprzedac towar i kupic za to cos innego. jakby to tak wygladalo jak mowisz to bym zrobil se jakiegos smiecia i powiedzial, ze moje 'dzielo" warte jest 1000mln $, ale czy to oznacza ze jestem juz miliarderem? Moze wlasnemu samopoczuciu by to pomoglo, ale na pewno nie pomogloby to osiagnac wiekszego dobrobytu mi i mojej rodzinie,a do tego chyba trzeba dazyc...
Co do produkcji pieniadza. Nie od dzis wiaodmo, ze liczba pieniedzy nieodpowiadajaca iczbie towarow prowadzi do inflacji. Czym wiecej pieniedzy sie doprodukuje tym wieksza bedzie inflacja, a wiec beda mniej wart,a wiec mniej sie za nie kupi, a wiec nie kupi sie wiecej:) Dlaczego dodruk pieniadza prowadzi do inflacji tlumaczyc chyba nie musze. Oczywiscie nie jest to jedyny czynnik infalcyjny.
Po co produkowac wiec pieniadze ponad wzrost towarow na rynku skoro mozna to robic proporcjonalnie do wzrostu ilosci towarow. ta ilosc PRAWIE ZAWSE rosnie wiec dazenie do dobrobytu byloby niesustanne. W idealnym panstwie o idelanie liberalnej gospodardce obywatel pomnazalby swoje dobra dwukrotnie w tepie 8-12 (w zaleznosci od potencjalu) lat co wydaje mi sie szybkoscia zadowalajaca.
Zbyszku w swoim rozwazaniu o perpetum mobile nie zauwazyles, ze jezeli sa to nikomu niepotrzebne buble to nikt tego nie kupi, a skoro nikt tego nie kupi to nie sa praktycznie nic warte. Jezeli dla Ciebie ten smiec bedzie wart np 10 zl to nie znaczy ze jest on wart 10 zl, a przekonac o tym bedziesz sie mogl probujac sprzedac towar i kupic za to cos innego. jakby to tak wygladalo jak mowisz to bym zrobil se jakiegos smiecia i powiedzial, ze moje 'dzielo" warte jest 1000mln $, ale czy to oznacza ze jestem juz miliarderem? Moze wlasnemu samopoczuciu by to pomoglo, ale na pewno nie pomogloby to osiagnac wiekszego dobrobytu mi i mojej rodzinie,a do tego chyba trzeba dazyc...
-
- local
- Posty: 295
- Rejestracja: wt lip 29, 2003 2:10 pm
- Lokalizacja: Warszawa
- Kontakt:
Prosze uwazniej czytac teksty:
wówczs uniknie sie dyskusji na kwestie już omówione. Zbyszku pieniądz umozliwia transakcje, a nie jest miernikiem ich ilości. Produkując buble narażasz sie na straty, bo nikt ich nie kupi, a to nie producent bedzie równolegle z bublami emitował dla siebie pieniądz odpowiadający "wartości" tych bubli.
Pozostaje oczywiście do omówienia sprawa szacunku wartości produkcji, która nie powinna nastręczać trudności w dobie obecnego postępu informatyki. Artykuły nowe lub prototypowe, które mogą być podejrzewane o to, iż są bublami (co cię martwi) wyceniałby rynek, czyli ludzie kupujacy je i wydający na nie swoje pieniądze. Dopiero wówczas mozna byłoby ich produkcję uwzględniać w produkcji globalnej. Zakladam, że ludzie niechętnie kupowali by buble lub ich cena byłaby relatywnie niska. Działałby nadal mechanizm rynkowy.
Postulat dodruku WŁAŚCIWYCH ilości pieniądza, WYNIKAJĄCYCH Z PRZYROSTU PRODUKCJI wydaje się dziecinnie prosty do zrozumienia
wówczs uniknie sie dyskusji na kwestie już omówione. Zbyszku pieniądz umozliwia transakcje, a nie jest miernikiem ich ilości. Produkując buble narażasz sie na straty, bo nikt ich nie kupi, a to nie producent bedzie równolegle z bublami emitował dla siebie pieniądz odpowiadający "wartości" tych bubli.
Pozostaje oczywiście do omówienia sprawa szacunku wartości produkcji, która nie powinna nastręczać trudności w dobie obecnego postępu informatyki. Artykuły nowe lub prototypowe, które mogą być podejrzewane o to, iż są bublami (co cię martwi) wyceniałby rynek, czyli ludzie kupujacy je i wydający na nie swoje pieniądze. Dopiero wówczas mozna byłoby ich produkcję uwzględniać w produkcji globalnej. Zakladam, że ludzie niechętnie kupowali by buble lub ich cena byłaby relatywnie niska. Działałby nadal mechanizm rynkowy.
oczywiście, że zauważyłem. moim opisem posłużyłem się tylko do pokazania bezsensu związania ilości pieniędzy z ilością towarów. według mnie muszą to być tylko towary po transakcji handlowej. To raczej ty Bojakki czegoś nie zauważyłeś: tego mianowicie, że model liberalny, którym się posługujesz jest dla Jacka całkownie nieprzekonywujący i trzeba posłużyć się innmi argumentami, żeby udowodnić zgubność propozycji dodruku pieniędzy.Bojakki pisze:Zbyszku w swoim rozwazaniu o perpetum mobile nie zauwazyles, ze jezeli sa to nikomu niepotrzebne buble to nikt tego nie kupi
nie mówiłm o żadnym mierniku, lecz tylko o tym, że ilość pieniędzy ma odpowiadać wielkości (ilości) transakcji handlowych, bo do tego właśnie one mają służyć. na razie kropkaJacek A. Rossakiewicz pisze:Zbyszku pieniądz umozliwia transakcje, a nie jest miernikiem ich ilości
trudność jest zasadnicza: jeśli szacunku dokonam ja mój produkt będzie wart 1000 zł, jeśli zrobi to chętny do zakupu wyjdzie mu 2,50, a jeśli zrobi to jakaś zwierzchnia instancja (np. państwo), będzie komuna tzn. oboje okrzykniemy tą wycenę sterowaną ideologicznie.Pozostaje oczywiście do omówienia sprawa szacunku wartości produkcji, która nie powinna nastręczać trudności w dobie obecnego postępu informatyki.
dopóki nie podasz innego sensownego sposobu wyceny zgódźmy się prowizorycznie, że wartość artykułu to jego cena w momencie transakcji (już dyskutowaliśmy o negatywnach skutkach takiej definicji)
j.w.... wyceniałby rynek, czyli ludzie kupujacy je i wydający na nie swoje pieniądze. ... ludzie niechętnie kupowali by buble lub ich cena byłaby relatywnie niska. Działałby nadal mechanizm rynkowy.
Najblizsza rzeczywistej wycenie danego produktu osiagniesz poprzez wystawienie ofery jego sprzedazy dla jak najwiekszej grupy ludzi. Np. robisz sobie 10 fajnych kubeczkow i wystawiasz na aukcje e-bay na licytacje. Sprzedajesz kubek za wylicytowana cena 10-u osobom, ktore daja za niego najwiecej. Taka jest mniej wiecej wartos rynkowa tych kubeczkow. oczywiscie roznymi zabiegami mozesz te wartosc zwiekszac. jezeli ladnie opiszesz kubeczki, wypiszesz ich zalety, a strona aukcji bedzie miala estetyczny wyglad mozesz osiagnac wieksza cene. W gre wchodzi rowniez reklama i przyciagniecie na aukcje jak najwiekszej ilosci potencjalnych klientow.zbyszek pisze:tudność jest zasadnicza: jeśli szacunku dokonam ja mój produkt będzie wart 1000 zł, jeśli zrobi to chętny do zakupu wyjdzie mu 2,50, a jeśli zrobi to jakaś zwierzchnia instancja (np. państwo), będzie komuna tzn. oboje okrzykniemy tą wycenę sterowaną ideologicznie
Tu jest właśnie kilka szczegółów, o które rozbija się ogół. Postęp informatyki nie gwarantuje, że nie będzie żadnych trudności. Mechanizm rynkowy nie działałby. Jeśli jest odwrotnie, proszę to udowodnić.Pozostaje oczywiście do omówienia sprawa szacunku wartości produkcji, która nie powinna nastręczać trudności w dobie obecnego postępu informatyki. Artykuły nowe lub prototypowe, które mogą być podejrzewane o to, iż są bublami (co cię martwi) wyceniałby rynek, czyli ludzie kupujacy je i wydający na nie swoje pieniądze. Dopiero wówczas mozna byłoby ich produkcję uwzględniać w produkcji globalnej. Zakladam, że ludzie niechętnie kupowali by buble lub ich cena byłaby relatywnie niska. Działałby nadal mechanizm rynkowy.
WF
WF
-
- local
- Posty: 295
- Rejestracja: wt lip 29, 2003 2:10 pm
- Lokalizacja: Warszawa
- Kontakt:
oczywiście masz rację Bojakki, w mojej definicji wartości pominąłem warunek, żeby transakcja była na otwartym rynku. zrobiłem to, bo wydawało mi się to oczywiste i wszyscy się z tym zgadzamy.Bojakki pisze:Najblizsza rzeczywistej wycenie danego produktu osiagniesz poprzez wystawienie ofery jego sprzedazy dla jak najwiekszej grupy ludzi.
już w kilku postach pojawia się element komputera. myślę, że to jakieś przypadkowe nieporozumienie. wartości produktu nie da się wyliczyć ! bo ma ony sens w odniesieniu do czysto ludzkich pojęć i potrzeb, jak np. psychologia, system wartości. gdyby ktoś w dalszym ciągu nie wiedział o co chodzi przypomnę:
1. zapłacę więcej za ten produkt, bo koniecznie chcę go mieć, bo podoba mi się jego kolor
2. zapłacę więcej, bo kupuję także poczucie, że posiadam same najdroższe artykuły, które jest mi potrzebne do mego uczucie samorealizacji
3. nie kupię nawet za 2,5, bo umówiliśmy się z mężem, że będziemy przeznaczać pieniądze na naukę dzieci i żadne perfumy nie wchodzą już w rachubę. inne wartości stały się dla nas ważniejsze
itd.
Rynek (według jednego ze słowników) "to miejsce spotkań w celu dokonania transakcji zakupu i sprzedaży towarów i usług; stosunki wymienne zwykle znajdujące wyraz w transakcjach kupna-sprzedaży między dostawcami i odbiorcami, których decyzje kształtują podaż i popyt oraz wpływają na poziom cen [...]".Prosze udowodnić, że nie działałby mechanizm rynkowy.
Pozdrawiam
(I proszę o foto, jeśli można?)
Kluczowym elementem w definicji rynku (przez który rozumiem "wolny rynek") jest to, że "decyzje dostawców i odbiorców kształtują podaż i popyt oraz wpływają na poziom cen". Jeśli podaż i popyt będą kształtowane przez czynnik inny niż decyzje dostawców i odbiorców, to znaczy, że nie mamy do czynienia z wolnym rynkiem. Jeśli podaż pieniądza (albo jego cenę, albo jego formę) kształtować będzie czynnik pozarynkowy (np. rząd, rada polityki pienieżnej, rada starców itp. a nie decyzje dostawców i odbiorców), to wykluczone jest istnienie wolnego rynku. Cbdu.
Jeśli chodzi o zdjęcie, to to, które zamieściłem całkiem mi się podoba (jestem na nim tylko trochę młodszy niż w rzeczywistości). Z innym będą kłopoty, bo nie mam pod ręką niezbednego sprzętu. Osobom zainteresowanym mogę ewentualnie przesłać jakieś nowsze ujęcie pocztą, z góry zaznaczając, że jestem żonaty.
Pozdrawiam.
WF
-
- local
- Posty: 295
- Rejestracja: wt lip 29, 2003 2:10 pm
- Lokalizacja: Warszawa
- Kontakt:
Ale szacunkową ilość pieniądza jaka jest potrzebna na rynku według znanych cen można policzyć i o to właśnie mi chodziło.wartości produktu nie da się wyliczyć [za pomoca komputera].
Wystarczy, że ilość ta będzie szacunkowa. I tak wymaga ona monitorowania np. co miesiąc, co trzy miesiące lub co pół roku.
Odpowiedź dla WF. Według twojej definicji mechanizm rynkowy działał w za czasów handlu wymiennego.
Od chwili wynalezienia pieniądza zawsze była go określona ilość, czy to zboża, czy złota, czy papierów i zawsze ktoś tę ilość określał.
Ja uważam, że pieniądz jako miernik jest użytecznym narzędziem i może wyznaczać ceny artykułów. Jego ilość nie likwiduje mechanizmu rynkowego, dopóki jest on w miarę równomiernie rozłożony wśród ludzi. Co najwyżej wysokość cen się zmienia, ale mogą być one ustalane w oparciu o rynek.
Brak rynku wynika dopiero z urzędowego określania cen.
Zaś ilość pieniądza powinna być optymalna, określana na podstawie średnich cen i dostosowana do ilości towarów na rynku. Wzrostowi ilości towarów powinien odpowiadać wzrost ilości pieniądza, tak, aby nie było konieczności obniżania ceny – (trudno wówczas producentowi osiągać zyski), ani aby nie występowała deflacja, czyli brak efektywnego popytu (co dla producenta oznacza zagrożenie bankructwem, a dla ludzi niemożność zaspokojenia potrzeb).
Optymalna ilość pieniądza to ilość pozwalająca na skonsumowanie bieżącej produkcji plus bezodsetkowy kredyt na potrzebne inwestycje.
O tym, co, gdzie, kiedy i jak konsumujemy wyznaczają nasze preferencje i ceny i jest tu zachowany normalny, społeczny mechanizm rynkowy.
Oczywiście, że tak. Przez całe wieki zresztą handel wymienny istniał obok wymiany pośredniej i w niczym to nie przeszkadzało wolności rynku.Według twojej definicji mechanizm rynkowy działał w za czasów handlu wymiennego.
A niby kto określał limity wydobycia kruszcu w czasie gorączki złota w USA w połowie XIX wieku? Właśnie w tym rzcz, że ilość pieniądza była płynna i w znacznej mierze proporcjonalna do wielkości produkcji. Gdy produkcja rosła, rósł popyt na pieniądz i bito więcej monet (przetopinych ze złotych ozdób lub z nowo wydobytego kruszcu). Gdy produkcja spadała, rosły zapasy złota w domowych skarbczykach i ewentualnie ceny. Prawdą jest, że w wielu przypadkach złoża kruszców należały do władców, ale w gruncie rzeczy wydobycie, które zlecali władcy było zależne od tego, co dyktowały prawa popytu-podaży, czyli wolny rynek. Poza tym ogromne ilości złota znajdowały się zawsze w rękach prywatnych i to prywatni ludzie decydowali o tym, czy chcą mieć złoty kielich w kredensie czy parę sztuk złota na zakupy (kłopoty zaczęły się dopiero wtedy, gdy państwo zaczęło przejmować coraz większą część zasobów złota). Jeśli powiemy, że to oznaczało, iz ktoś "określał podaż pieniądza", to na tej zasadzie możemy powiedzieć, że ja i ty "określamy podaż pieniądza" uzywając go, biorąc kredyty, płacąc kartą itd. Tylko czemu służy taka żonglerka słowna?Od chwili wynalezienia pieniądza zawsze była go określona ilość, czy to zboża, czy złota, czy papierów i zawsze ktoś tę ilość określał.
Jak zwykle w takich przypadkach pojawia się pytanie, co określa, a co jest określane. Ceny nie wyznacza oczywiście wartość pieniężna towaru/usługi, lecz subiektywne wartościowanie danego towaru/usługi względem innych towarów/usług przez ogół konsumentów. Pieniądz jest miernikiem tylko w tym sensie, w jakim miernikiem jest linijka: można dzięki niemu porównać dwie wartości (jak mozna porównać linijką dwie długości), ale nie można nim "wyznaczyć" wartości (tak jak linijka nie wyznacza danej długości, tylko pozwala ją porównać z innymi długościami). Ceny wyznaczane są przez prawo popytu i podaży, które zależy od preferencji poszczególnych ludzi i od stanu produkcji, zasobów etc. Gdyby ceny decydowały o konsumpcji, to co decydowałoby o cenach?! Pojawia się wtedy błędne koło.Ja uważam, że pieniądz jako miernik jest użytecznym narzędziem i może wyznaczać ceny artykułów. [...] O tym, co, gdzie, kiedy i jak konsumujemy wyznaczają nasze preferencje i ceny i jest tu zachowany normalny, społeczny mechanizm rynkowy.
To określenie jest czystą uzurpacją intelektualną, tyle samo wartą, co pojecie optymalnej liczby telewizorów albo optymalnej liczby dzieci w rodzinie. Nie ma czegoś takiego. A jeśli uważamy, że jest, to znaczy, że wiemy lepiej, czego chcą ludzie, jakie są ich preferencje, co im się podoba a co nie i ile chcą mieć dzieci. Jeśli uważamy, że to wiemy, to uważamy, że jesteśmy nadludźmi. Ja nie chcę uważać się za nadczłowieka. A Ty?Optymalna ilość pieniądza
WF
-
- local
- Posty: 295
- Rejestracja: wt lip 29, 2003 2:10 pm
- Lokalizacja: Warszawa
- Kontakt:
Optymalna ilość pieniądza to konstrukcja teoretyczna, nad którą można sie zastanawiać i o której mozna dyskutować. Nie potrzeba tu specjalnych uprawnień nadczłowieka. Jeden ze sposobów jej rozumienia juz podałem.
Inny to taki, iż ilość pienaidza powinna być dostosowana do naszych zamierzeń i nie powinna blokować naszych działań. Jest to słuszny postulat teoretyków Kredytu Spolecznego i obnaża nedzę ciągłego gadania, iz brak pieniędzy na to czy na tamto, na szpitale czy na edukację. Limitem nie jest i nie powinien być pieniadz, ale nasze mozliwości: ludzkie, techniczne, materiałowe.
Inny to taki, iż ilość pienaidza powinna być dostosowana do naszych zamierzeń i nie powinna blokować naszych działań. Jest to słuszny postulat teoretyków Kredytu Spolecznego i obnaża nedzę ciągłego gadania, iz brak pieniędzy na to czy na tamto, na szpitale czy na edukację. Limitem nie jest i nie powinien być pieniadz, ale nasze mozliwości: ludzkie, techniczne, materiałowe.