Dzisiaj chętnie szermuje się hasłem: populizm, zarzucając go politykom. "Trudna droga" jest lansowana jako trzeżwośc myślenia i liczenie się z faktami. Na takich hasłach zrobił karierę w Polsce Leszek Balcerowicz. Został uznany przez niektórych niemal za męża opatrznościowego. Zobaczmy co na temat takiej klasy ekonomistów i ich "trudnej drogi" pisał ktoś, kto na ekonomii znał się nienajgorzej.
John Maynard Keynes siedemdziesiąt lat temu genialnie opisał populizm niektórych ekonomistów, na przykładzie Dawida Ricardo (żydowskiego ekonomisty, który działał w Anglii w XIX wieku.
Cytuję:
"U podstaw systemu Ricarda, na którym przez ponad wiek opierała się teoria ekonomii, tkwiła myśl, że problem funkcji łącznego popytu można z powodzeniem pominąć. Na próżno Malthus energicznie sprzeciwił się twierdzeniu Ricarda, że popyt efektywny nie może być za mały. Nie będąc w stanie (poza odwołaniem się do faktów znanych z życia codziennego) objaśnić z dostateczną precyzją, w jaki sposób i dlaczego popyt efektywny bywa za mały lub za duży, nie zdołał on stworzyć konstrukcji myślowej, która by mogła zastąpić doktrynę Ricarda. Ricardo opanował tedy Anglię tak niepodzielnie, jak Święta Inkwizycja Hiszpanię. Nie tylko teoria jego została uznana przez City, mężów stanu i świat naukowy, lecz również — co więcej — zamilkły wszelkie spory na ten temat. Problem przestał być przedmiotem dyskusji — po prostu znikł bez śladu. Wielka zagadka popytu efektywnego, którą usiłował rozwiązać Malthus, znikła z kart literatury ekonomicznej. Nie ma o niej żadnej wzmianki we wszystkich dziełach Marshalla, Edgewortha i Pigon, w których to dziełach teoria klasyczna otrzymała najdoskonalszą postać. Problem ten miał istnieć tylko w ukryciu, w podziemnym świecie Karola Marksa, Sylvio Gesella i majora C. H. Douglasa [...]
Jest coś dziwnego i tajemniczego w tym, że zwycięstwo Ricarda było tak przytłaczające. Teoria jego miała widocznie liczne i różnorakie walory dla środowiska, do którego dotarła — to, że wypływały z niej wnioski odmienne od sądów zwykłych śmiertelników, przysparzało jej — jak sądzę — powagi naukowej, natomiast to, że jej praktyczne zalecenia były twarde i często przykre, zdobiło ją cnotą. To, że można było na niej oprzeć rozległą a zwartą konstrukcję logiczną, dodawało jej uroku. To, że przedstawiała krzywdy społeczne i jawne okrucieństwo jako nieuniknione epizody na drodze postępu, a wszelkie usiłowanie zmiany tego stanu rzeczy jako raczej szkodliwe niż pożyteczne, zjednywało jej względy władz. A to, że usprawiedliwiała swobodę działania każdego poszczególnego kapitalisty, zapewniało jej poparcie panującej klasy społecznej stojącej za władzami .
Lecz chociaż do niedawna ortodoksyjni ekonomiści nie podawali w wątpliwość samej doktryny, to jednak z biegiem czasu wskutek jej kompletnej niemocy w przewidywaniu zjawisk autorytet jej wyznawców poważnie ucierpiał. Po Malthusie zawodowi ekonomiści mało się przejmowali niezgodnością swojej teorii z obserwowalnymi faktami. Nie wymykało się to jednak uwadze ogółu, który przeto coraz mniej był skłonny przyznawać ekonomistom tę dozę szacunku, jaką darzy uczonych z innych gałęzi wiedzy, których teorie znajdują potwierdzenie w faktach".
John Maynard Keynes, Ogólna teoria zatrudnienia, procentu i pieniądza, Warszawa 1985, s. 58-59.
Populizm ekonomistów
Moderator: Violetta Okoń
-
- local
- Posty: 295
- Rejestracja: wt lip 29, 2003 1:10 pm
- Lokalizacja: Warszawa
Populizm ekonomistów
Demokracja Finansowa http://www.demokracja-finansowa.pl
Trochę o Keynesie Genialnym Hochsztaplerze:
"Zabrnąwszy na manowce w swoich rozważaniach dotyczących zatrudnienia i bezrobocia, Keynes omawia następnie zagadnienie pieniądza. Porzucając myślenie ekonomiczne stwierdza, że pieniądz i zmiany monetarne mają (mogą mieć) stały, a nawet korzystny wpływ na zatrudnienie, dochód i procent. Wziąwszy pod uwagę, że słowo „pieniądz” występuje w pełnej krasie w samym tytule Ogólnej teorii, keynesowska pozytywna teoria pieniądza przedstawiona jest zdumiewająco zwięźle i ogólnikowo. Zwięzłość może być oczywiście zaletą. W przypadku Keynesa umożliwia ona łatwe wykrycie jego podstawowych błędów. Według Keynesa „znaczenie pieniądza pochodzi bowiem zasadniczo stąd, że jest on ogniwem między teraźniejszością a przyszłością” (Keynes 1936: 293) (PL: 266). „Pieniądz, jeśli chodzi o jego najważniejsze właściwości, stanowi przede wszystkim subtelny środek wiązania teraźniejszości z przyszłością” (ibid.: 294) (PL: 267). Fałszywość tego twierdzenia wynika z faktu, że w stanie równowagi pieniądz by nie istniał, a mimo to w warunkach równowagi wciąż mielibyśmy do czynienia z teraźniejszością i przyszłością i nadal pozostawałyby one w związku ze sobą. Pieniądz jest nie tyle ogniwem między teraźniejszością a przyszłością, co środkiem wymiany. Jest to funkcja nierozerwalnie związana z niepewnością przyszłości. Działanie, które zaczyna się zawsze w teraźniejszości, stanowi rzeczywisty łącznik pomiędzy teraźniejszością i przyszłością. Szczególny wymiar temu związkowi teraźniejszości i przyszłości nadaje uniwersalna kategoria działania, jaką jest preferencja czasowa. Pieniądz, w przeciwieństwie do procentu, nie wiąże teraźniejszości z przyszłością bardziej niż inne zjawiska gospodarcze, takie jak towary niemonetarne. Ich obecna wartość również odzwierciedla przewidywania dotyczące przyszłości - w nie mniejszym i nie większym stopniu niż pieniądz.
Z tego pierwszego błędnego przekonania dotyczącego natury pieniądza automatycznie wynikają wszystkie inne błędne twierdzenia. Popyt na pieniądz (przy danej podaży), zdefiniowany jako subtelny łącznik między teraźniejszością i przyszłością, ma być funkcjonalnie powiązany ze stopą procentową (i vice versa). Keynes, zgodnie ze swoją ogólną tendencją do nadawania kategoriom logicznym i prakseologicznym wymiaru psychologicznego, nazywa ten popyt „preferencją płynności” lub „skłonnością do tezauryzacji” (ibid. 174) (PL: 147). „Procent”, pisze Keynes, „jest nagrodą za nietezauryzowanie” (ibid.), „nagrodą za rezygnację z płynności” (ibid.:167) (PL: 148), co oznacza z kolei, że preferencja płynności jest równoznaczna z niechęcią do inwestowania w aktywa przynoszące procent. Żeby zrozumieć, że jest to fałsz, wystarczy zadać pytanie: „A co z cenami?” Na przykład piwo, które można kupić za określoną sumę pieniędzy, jest nagrodą za rezygnację z płynności oczywiście w nie mniejszym stopniu niż procent. W takim razie popyt na pieniądz oznaczałby nie tylko niechęć do pożyczania lub inwestowania, ale też niechęć do kupowania piwa (zob.: Hazlitt [1959 1973: 188 nn.). Albo też, posługując się terminami ogólnymi, popyt na pieniądz oznaczałby niechęć do kupowania lub wynajmowania nie-pieniędzy, w tym aktywów przynoszących procent (tj. ziemi, pracy i ewentualnie dóbr kapitałowych lub dóbr przyszłych) oraz aktywów nieoprocentowanych (tj. dóbr konsumpcyjnych lub teraźniejszych). Gdyby się na to zgodzić, to trzeba by uznać, że popyt na pieniądz nie ma nic wspólnego ani z inwestycjami i konsumpcją, ani ze stosunkiem wydatków na inwestycje do wydatków na konsumpcję, ani z różnicą między ceną na wejściu i ceną na wyjściu, tj. z dyskontowaniem dóbr wyższego stopnia albo dóbr przyszłych wobec dóbr niższego stopnia lub teraźniejszych. Wzrosty i spadki popytu na pieniądz, przy zachowaniu niezmienności innych czynników, obniżają lub podnoszą ogólny poziom ceny pieniądza, ale rzeczywista konsumpcja i inwestycje a także rzeczywisty stosunek konsumpcji do inwestycji pozostaje niezmieniony. W tej sytuacji zatrudnienie i dochód społeczny pozostają również niezmienione. Popyt na pieniądz decyduje o tym, jaki jest stosunek wydatków do zasobów gotówki. Stosunek inwestycji do konsumpcji jest, z całym szacunkiem dla Keynesa, zagadnieniem zupełnie innym. Jest on określany wyłącznie przez preferencję czasową (zob. Rothbard 1983a: 40-41; Mises [1949] 1966: 256).
Do tego samego wniosku dojdziemy rozważając zmiany w podaży pieniądza (przy stałej preferencji płynności). Keynes twierdzi, że wzrost podaży pieniądza, przy zachowaniu innych czynników na niezmienionym poziomie, może mieć pozytywny wpływ na zatrudnienie. „Dopóki istnieje bezrobocie, zatrudnienie zmienia się w tej samej proporcji co ilość pieniądza” (Keynes 1936: 296) (PL: 268). Jest to oświadczenie o tyle zdumiewające, że zakłada istnienie zasobów siły roboczej pozostającej bez pracy zamiast wyjaśnić, dlaczego takie zjawisko występuje. Oczywiste jest bowiem, że zasoby mogą pozostawać niewykorzystane albo dlatego, że nie są w ogóle uważane za rzadkie i w związku z tym nie posiadają żadnej wartości, albo dlatego, że ich właściciel wycenia je dobrowolnie powyżej poziomu rynkowego i ich niewykorzystanie nie stanowi wówczas problemu, który należałoby rozwiązać (zob.: Hutt [1939] 1977).
Nawet gdyby odrzucić tę krytykę, twierdzenie Keynesa pozostawałoby nadal fałszywe, ponieważ dodatkowa podaż pieniądza przy zachowaniu niezmienności innych czynników spowodowałaby tylko wzrost ogólnego poziomu cen oraz jednoczesny i proporcjonalny wzrost płac. Poza tym nic by się nie zmieniło. Gdyby w wyniku wzrostu podaży pieniądza miało wzrosnąć zatrudnienie, to stałoby się tak tylko w przypadku, jeśli wraz z cenami nie wzrosłyby odpowiednio płace. Wtedy jednak nie można by utrzymywać, że inne czynniki pozostały niezmienione, ponieważ realne płace zostałyby obniżone, a zatrudnienie może wzrosnąć w związku ze spadkiem wynagrodzeń tylko wtedy, gdy zmianie ulegnie ocena opłacalności najęcia się do pracy w porównaniu z opłacalnością samozatrudnienia (czyli nie-zatrudnienia). Jeśli jednak zmianie ulegnie ten czynnik, to nie ma potrzeby, by wzrastała podaż pieniądza. Ten sam skutek w postaci wzrostu zatrudnienia mógł być wywołany zgodą pracowników na obniżenie poziomu płac nominalnych.
II.3. Procent
W rozważaniu zjawiska procentu Keynes całkowicie już traci rozum i zdrowy rozsądek. Według Keynesa, jako że pieniądz ma istotny wpływ na zatrudnienie, dochód i procent, to sam procent - w tym wypadku zgodnie z logiką - musi być uznany za zjawisko czysto monetarne (Keynes 1936: 173) (PL: 146). Nie muszę wyjaśniać, na czym polega podstawowy błąd tego poglądu.
Wystarczy w tym miejscu przypomnieć, że pieniądz w stanie równowagi zniknąłby, ale procent by pozostał. A to oznacza, że procent musi być uznany za zjawisko realne a nie monetarne.
Ponadto, mówiąc o „funkcjonalnych związkach” i „wzajemnym wpływie” zmiennych zamiast o relacjach przyczynowych, jednokierunkowych, Keynes wikła się w twierdzenia sprzeczne z własną teorią procentu (zob.: Rothbard [1962] 1970: 687-689). Jak wyjaśniliśmy wcześniej, Keynes z jednej strony twierdzi, że preferencja płynności (oraz podaż pieniądza) określa stopę procentową; na przykład wzrost popytu na pieniądz spowoduje wzrost stopy procentowej (a wzrost podaży pieniądza - spadek) i redukcję inwestycji, „a spadek stopy procentowej najprawdopodobniej spowoduje, ceteris paribus, wzrost wolumenu inwestycji” (Keynes 1936: 173). Z drugiej strony, charakteryzując stopę procentową jako „nagrodę za rezygnację z płynności”, twierdzi, że popyt na pieniądz jest określany przez stopę procentową; na przykład spadek stopy procentowej miałby powodować wzrost popytu na gotówkę (oraz - powinno się dodać - wzrost skłonności do konsumpcji) i w związku z tym prowadzić do zmniejszenia inwestycji. Jednakże spadek stopy procentowej nie może oczywiście jednocześnie powodować zwiększenia i zmniejszenia inwestycji. Musi tu tkwić jakiś błąd.
Ponieważ według Keynesa procent jest zjawiskiem czysto monetarnym, naturalne się wydaje, że można nim dowolnie manipulować poprzez politykę pienieżną (oczywiście przy założeniu, że nie obowiązuje w tej polityce ograniczenie narzucone przez standard stuprocentowego pokrycia w pieniądzu towarowym, na przykład przez standard złota). Jak pisze Keynes, „panująca poprzednio stopa procentowa nie odznacza się żadnymi szczególnymi zaletami” (ibid.: 328) (PL: 297). Jeśli zwiększy się wystarczająco podaż pieniądza, to stopa procentowa może rzekomo zostać zredukowana nawet do zera. Keynes zauważa, że oznaczałoby to niezwykłą obfitość dóbr kapitałowych i należałoby oczekiwać, iż ta konstatacja skłoni go do przemyślenia swojego stanowiska od nowa. Nic z tego! Przeciwnie, Keynes z całą powagą stwierdza, że „jeśli społeczeństwo jest kierowane w sposób właściwy, wyposażone w nowoczesne środki wytwarzania i o liczbie ludności nie przyrastającej gwałtownie, powinno być w stanie obniżyć krańcową efektywność kapitału w stanie równowagi niemal do zera za życia jednego pokolenia” (ibid.: 220) (PL: 197). „Stworzenie takiej obfitości dóbr kapitałowych, aby krańcowa efektywność kapitału równała się zeru, jest stosunkowo łatwe; może to być najrozumniejszy sposób stopniowego eliminowania wielu ujemnych cech kapitalizmu” (ibid.: 221) (PL: 198). „Nie ma żadnych naturalnych powodów, aby występował niedostatek kapitału” (ibid.: 376) (PL: 343). Przeciwnie, „społeczność może przy pomocy państwa utrzymywać oszczędności na takim poziomie, że przestaną być dobrem rzadkim” (ibid.).
Pomińmy już fakt, że oznaczałoby to, iż utrzymywanie albo odnawianie kapitału byłoby już niepotrzebne (bo w takim wypadku dobra kapitałowe byłyby nadal rzadkie i miały swoją cenę) i że dobra kapitałowe byłyby „towarem darmowym” w takim samym sensie w jakim „darmowe” jest powietrze. Pomińmy też fakt, że jeśli dobra kapitałowe nie byłyby już rzadkie, to również dobra konsumpcyjne przestałyby być rzadkie (bo jeśli by takie były, to środki służące do ich produkcji też musiałyby być rzadkie). Pomińmy wreszcie, że w tym Ogrodzie Edenu, który Keynes obiecuje zaprowadzić w ciągu jednego pokolenia, pieniądze stałyby się bezużyteczne. On sam bowiem oświadcza: „Ja sam jestem pod wrażeniem wielkich korzyści społecznych wynikających ze zwiększenia zasobu kapitału aż do chwili, gdy jego ilość przestanie być niewyatrczajaca” (ibid.: 325) (PL: 294). Któż śmiałby się z tym nie zgodzić?"
PL=Ogólna teoria w wyd. polskiim z roku 2003 (tłum. Kalecki, Rączkowski)
"Zabrnąwszy na manowce w swoich rozważaniach dotyczących zatrudnienia i bezrobocia, Keynes omawia następnie zagadnienie pieniądza. Porzucając myślenie ekonomiczne stwierdza, że pieniądz i zmiany monetarne mają (mogą mieć) stały, a nawet korzystny wpływ na zatrudnienie, dochód i procent. Wziąwszy pod uwagę, że słowo „pieniądz” występuje w pełnej krasie w samym tytule Ogólnej teorii, keynesowska pozytywna teoria pieniądza przedstawiona jest zdumiewająco zwięźle i ogólnikowo. Zwięzłość może być oczywiście zaletą. W przypadku Keynesa umożliwia ona łatwe wykrycie jego podstawowych błędów. Według Keynesa „znaczenie pieniądza pochodzi bowiem zasadniczo stąd, że jest on ogniwem między teraźniejszością a przyszłością” (Keynes 1936: 293) (PL: 266). „Pieniądz, jeśli chodzi o jego najważniejsze właściwości, stanowi przede wszystkim subtelny środek wiązania teraźniejszości z przyszłością” (ibid.: 294) (PL: 267). Fałszywość tego twierdzenia wynika z faktu, że w stanie równowagi pieniądz by nie istniał, a mimo to w warunkach równowagi wciąż mielibyśmy do czynienia z teraźniejszością i przyszłością i nadal pozostawałyby one w związku ze sobą. Pieniądz jest nie tyle ogniwem między teraźniejszością a przyszłością, co środkiem wymiany. Jest to funkcja nierozerwalnie związana z niepewnością przyszłości. Działanie, które zaczyna się zawsze w teraźniejszości, stanowi rzeczywisty łącznik pomiędzy teraźniejszością i przyszłością. Szczególny wymiar temu związkowi teraźniejszości i przyszłości nadaje uniwersalna kategoria działania, jaką jest preferencja czasowa. Pieniądz, w przeciwieństwie do procentu, nie wiąże teraźniejszości z przyszłością bardziej niż inne zjawiska gospodarcze, takie jak towary niemonetarne. Ich obecna wartość również odzwierciedla przewidywania dotyczące przyszłości - w nie mniejszym i nie większym stopniu niż pieniądz.
Z tego pierwszego błędnego przekonania dotyczącego natury pieniądza automatycznie wynikają wszystkie inne błędne twierdzenia. Popyt na pieniądz (przy danej podaży), zdefiniowany jako subtelny łącznik między teraźniejszością i przyszłością, ma być funkcjonalnie powiązany ze stopą procentową (i vice versa). Keynes, zgodnie ze swoją ogólną tendencją do nadawania kategoriom logicznym i prakseologicznym wymiaru psychologicznego, nazywa ten popyt „preferencją płynności” lub „skłonnością do tezauryzacji” (ibid. 174) (PL: 147). „Procent”, pisze Keynes, „jest nagrodą za nietezauryzowanie” (ibid.), „nagrodą za rezygnację z płynności” (ibid.:167) (PL: 148), co oznacza z kolei, że preferencja płynności jest równoznaczna z niechęcią do inwestowania w aktywa przynoszące procent. Żeby zrozumieć, że jest to fałsz, wystarczy zadać pytanie: „A co z cenami?” Na przykład piwo, które można kupić za określoną sumę pieniędzy, jest nagrodą za rezygnację z płynności oczywiście w nie mniejszym stopniu niż procent. W takim razie popyt na pieniądz oznaczałby nie tylko niechęć do pożyczania lub inwestowania, ale też niechęć do kupowania piwa (zob.: Hazlitt [1959 1973: 188 nn.). Albo też, posługując się terminami ogólnymi, popyt na pieniądz oznaczałby niechęć do kupowania lub wynajmowania nie-pieniędzy, w tym aktywów przynoszących procent (tj. ziemi, pracy i ewentualnie dóbr kapitałowych lub dóbr przyszłych) oraz aktywów nieoprocentowanych (tj. dóbr konsumpcyjnych lub teraźniejszych). Gdyby się na to zgodzić, to trzeba by uznać, że popyt na pieniądz nie ma nic wspólnego ani z inwestycjami i konsumpcją, ani ze stosunkiem wydatków na inwestycje do wydatków na konsumpcję, ani z różnicą między ceną na wejściu i ceną na wyjściu, tj. z dyskontowaniem dóbr wyższego stopnia albo dóbr przyszłych wobec dóbr niższego stopnia lub teraźniejszych. Wzrosty i spadki popytu na pieniądz, przy zachowaniu niezmienności innych czynników, obniżają lub podnoszą ogólny poziom ceny pieniądza, ale rzeczywista konsumpcja i inwestycje a także rzeczywisty stosunek konsumpcji do inwestycji pozostaje niezmieniony. W tej sytuacji zatrudnienie i dochód społeczny pozostają również niezmienione. Popyt na pieniądz decyduje o tym, jaki jest stosunek wydatków do zasobów gotówki. Stosunek inwestycji do konsumpcji jest, z całym szacunkiem dla Keynesa, zagadnieniem zupełnie innym. Jest on określany wyłącznie przez preferencję czasową (zob. Rothbard 1983a: 40-41; Mises [1949] 1966: 256).
Do tego samego wniosku dojdziemy rozważając zmiany w podaży pieniądza (przy stałej preferencji płynności). Keynes twierdzi, że wzrost podaży pieniądza, przy zachowaniu innych czynników na niezmienionym poziomie, może mieć pozytywny wpływ na zatrudnienie. „Dopóki istnieje bezrobocie, zatrudnienie zmienia się w tej samej proporcji co ilość pieniądza” (Keynes 1936: 296) (PL: 268). Jest to oświadczenie o tyle zdumiewające, że zakłada istnienie zasobów siły roboczej pozostającej bez pracy zamiast wyjaśnić, dlaczego takie zjawisko występuje. Oczywiste jest bowiem, że zasoby mogą pozostawać niewykorzystane albo dlatego, że nie są w ogóle uważane za rzadkie i w związku z tym nie posiadają żadnej wartości, albo dlatego, że ich właściciel wycenia je dobrowolnie powyżej poziomu rynkowego i ich niewykorzystanie nie stanowi wówczas problemu, który należałoby rozwiązać (zob.: Hutt [1939] 1977).
Nawet gdyby odrzucić tę krytykę, twierdzenie Keynesa pozostawałoby nadal fałszywe, ponieważ dodatkowa podaż pieniądza przy zachowaniu niezmienności innych czynników spowodowałaby tylko wzrost ogólnego poziomu cen oraz jednoczesny i proporcjonalny wzrost płac. Poza tym nic by się nie zmieniło. Gdyby w wyniku wzrostu podaży pieniądza miało wzrosnąć zatrudnienie, to stałoby się tak tylko w przypadku, jeśli wraz z cenami nie wzrosłyby odpowiednio płace. Wtedy jednak nie można by utrzymywać, że inne czynniki pozostały niezmienione, ponieważ realne płace zostałyby obniżone, a zatrudnienie może wzrosnąć w związku ze spadkiem wynagrodzeń tylko wtedy, gdy zmianie ulegnie ocena opłacalności najęcia się do pracy w porównaniu z opłacalnością samozatrudnienia (czyli nie-zatrudnienia). Jeśli jednak zmianie ulegnie ten czynnik, to nie ma potrzeby, by wzrastała podaż pieniądza. Ten sam skutek w postaci wzrostu zatrudnienia mógł być wywołany zgodą pracowników na obniżenie poziomu płac nominalnych.
II.3. Procent
W rozważaniu zjawiska procentu Keynes całkowicie już traci rozum i zdrowy rozsądek. Według Keynesa, jako że pieniądz ma istotny wpływ na zatrudnienie, dochód i procent, to sam procent - w tym wypadku zgodnie z logiką - musi być uznany za zjawisko czysto monetarne (Keynes 1936: 173) (PL: 146). Nie muszę wyjaśniać, na czym polega podstawowy błąd tego poglądu.
Wystarczy w tym miejscu przypomnieć, że pieniądz w stanie równowagi zniknąłby, ale procent by pozostał. A to oznacza, że procent musi być uznany za zjawisko realne a nie monetarne.
Ponadto, mówiąc o „funkcjonalnych związkach” i „wzajemnym wpływie” zmiennych zamiast o relacjach przyczynowych, jednokierunkowych, Keynes wikła się w twierdzenia sprzeczne z własną teorią procentu (zob.: Rothbard [1962] 1970: 687-689). Jak wyjaśniliśmy wcześniej, Keynes z jednej strony twierdzi, że preferencja płynności (oraz podaż pieniądza) określa stopę procentową; na przykład wzrost popytu na pieniądz spowoduje wzrost stopy procentowej (a wzrost podaży pieniądza - spadek) i redukcję inwestycji, „a spadek stopy procentowej najprawdopodobniej spowoduje, ceteris paribus, wzrost wolumenu inwestycji” (Keynes 1936: 173). Z drugiej strony, charakteryzując stopę procentową jako „nagrodę za rezygnację z płynności”, twierdzi, że popyt na pieniądz jest określany przez stopę procentową; na przykład spadek stopy procentowej miałby powodować wzrost popytu na gotówkę (oraz - powinno się dodać - wzrost skłonności do konsumpcji) i w związku z tym prowadzić do zmniejszenia inwestycji. Jednakże spadek stopy procentowej nie może oczywiście jednocześnie powodować zwiększenia i zmniejszenia inwestycji. Musi tu tkwić jakiś błąd.
Ponieważ według Keynesa procent jest zjawiskiem czysto monetarnym, naturalne się wydaje, że można nim dowolnie manipulować poprzez politykę pienieżną (oczywiście przy założeniu, że nie obowiązuje w tej polityce ograniczenie narzucone przez standard stuprocentowego pokrycia w pieniądzu towarowym, na przykład przez standard złota). Jak pisze Keynes, „panująca poprzednio stopa procentowa nie odznacza się żadnymi szczególnymi zaletami” (ibid.: 328) (PL: 297). Jeśli zwiększy się wystarczająco podaż pieniądza, to stopa procentowa może rzekomo zostać zredukowana nawet do zera. Keynes zauważa, że oznaczałoby to niezwykłą obfitość dóbr kapitałowych i należałoby oczekiwać, iż ta konstatacja skłoni go do przemyślenia swojego stanowiska od nowa. Nic z tego! Przeciwnie, Keynes z całą powagą stwierdza, że „jeśli społeczeństwo jest kierowane w sposób właściwy, wyposażone w nowoczesne środki wytwarzania i o liczbie ludności nie przyrastającej gwałtownie, powinno być w stanie obniżyć krańcową efektywność kapitału w stanie równowagi niemal do zera za życia jednego pokolenia” (ibid.: 220) (PL: 197). „Stworzenie takiej obfitości dóbr kapitałowych, aby krańcowa efektywność kapitału równała się zeru, jest stosunkowo łatwe; może to być najrozumniejszy sposób stopniowego eliminowania wielu ujemnych cech kapitalizmu” (ibid.: 221) (PL: 198). „Nie ma żadnych naturalnych powodów, aby występował niedostatek kapitału” (ibid.: 376) (PL: 343). Przeciwnie, „społeczność może przy pomocy państwa utrzymywać oszczędności na takim poziomie, że przestaną być dobrem rzadkim” (ibid.).
Pomińmy już fakt, że oznaczałoby to, iż utrzymywanie albo odnawianie kapitału byłoby już niepotrzebne (bo w takim wypadku dobra kapitałowe byłyby nadal rzadkie i miały swoją cenę) i że dobra kapitałowe byłyby „towarem darmowym” w takim samym sensie w jakim „darmowe” jest powietrze. Pomińmy też fakt, że jeśli dobra kapitałowe nie byłyby już rzadkie, to również dobra konsumpcyjne przestałyby być rzadkie (bo jeśli by takie były, to środki służące do ich produkcji też musiałyby być rzadkie). Pomińmy wreszcie, że w tym Ogrodzie Edenu, który Keynes obiecuje zaprowadzić w ciągu jednego pokolenia, pieniądze stałyby się bezużyteczne. On sam bowiem oświadcza: „Ja sam jestem pod wrażeniem wielkich korzyści społecznych wynikających ze zwiększenia zasobu kapitału aż do chwili, gdy jego ilość przestanie być niewyatrczajaca” (ibid.: 325) (PL: 294). Któż śmiałby się z tym nie zgodzić?"
PL=Ogólna teoria w wyd. polskiim z roku 2003 (tłum. Kalecki, Rączkowski)
WF
-
- local
- Posty: 295
- Rejestracja: wt lip 29, 2003 1:10 pm
- Lokalizacja: Warszawa
Przedstawione rozumowanie i cytaty to meandry teorii opartej na ekonomii klasycznej. Owszem Keynes nie stworzył klarownej wizji nowej ekonomii. Przytoczę fragment artykułu nad którym pracuję:
cytat:
Jeśli ekonomia ortodoksyjna jest na fałszywej drodze, to błędów trzeba szukać w niedostatecznej jasności i ogólności jej przesłanek, a nie w nadbudowie, która została wzniesiona z wielką dbałością o poprawność logiczną .
John Maynard Keynes, Ogólna teoria zatrudnienia, procentu i pieniądza, Warszawa 1985, s. 25. (Ekonomią ortodoksyjną nazwał tutaj Keynes angielską ekonomię liberalną. Pisząc o dbałości o poprawność logiczną Keynes miał na myśli takich ekonomistów angielskich jak Alfred Marshall (1842-1924) i Arthur Pigou (1887-1959).
Niespełna siedemdziesiąt lat temu John Maynard Keynes rozważał konieczność zmian w myśleniu ekonomicznym. Jego dzieło Ogólna teoria zatrudnienia, procentu i pieniądza dokładnie określało niedostatki ekonomii klasycznej; zerwanie więzi ekonomii z rzeczywistością. Wieź ta jest niezbędna dla ekonomii, tak samo jak dla każdej innej nauki. Bez tej więzi ekonomia obumiera lub przeradza się w myślenie oderwane od ludzkich potrzeb, realizujące jakąś urojoną ideę. Ogólna teoria zatrudnienia, procentu i pieniądza jest świadectwem takiej dramatycznej walki ekonomisty o pozbycie się ekonomicznych złudzeń. Zacytujmy ponownie samego Keynes’a, który był świadom swoich dążeń.
cytat:
Opracowanie tej książki było dla mnie długą walką o wyzwolenie się z utartych sposobów myślenia i wyrażania. Czytanie jej musi być podobną walką dla większości czytelników, jeżeli atak autora ma być uwieńczony powodzeniem. Przedstawione tutaj tak mozolnie poglądy są niezmiernie proste i powinny być oczywiste. Trudność polega nie na nowości idei, ale na tym, żeby się wyzwolić od starych poglądów, które są głęboko zakorzenione w każdym, kto otrzymał takie wychowanie jak większość z nas. [Tamże, s. 28]
Keynes przedstawił w swoim dziele wiele niekonsekwencji i ograniczeń klasycznej ekonomii, ale nie wyzwolił się do końca z jej intelektualnej aury. Akceptował dodatnie oprocentowanie kont jako użyteczny mechanizm ekonomiczny. To sprawiło, że pomimo swoich wysiłków, pozostał w intelektualnych okowach ekonomii klasycznej. Idea rzetelnej ekonomii musiała zaczekać na innych ludzi, którzy podejmą się trudnego zadania wyprowadzenia ekonomii z pułapki, jaką stanowi oprocentowanie pieniędzy.
Nowym rozdziałem w realizacji tego zadania jest książka Margrit Kennedy, Pieniądz wolny od inflacji i odsetek. W książce tej przedstawione są początki myśli ekonomicznej ukazującej negatywny wpływ oprocentowania na gospodarkę i życie społeczne. (c.d.n.)
Braki teorii Keynesa nie oznaczają, że jego opinie na temat Ricarda, przytoczone w moim poprzednim poście, nie są zasadne. W tej chwili poznaję teorię Keynesa szczególowo i nie jestem jeszcze gotowy do szczegółowej analizy postu WF, choć juz teraz dostrzegam jej braki: oderwanie od życia i pokrętność argumentów. W dziwolągi teoretyczne obfituje także ksiązka Keynesa, bowiem posługuje sie ona terminami ekonomii "Klasycznej", gdzie człowiek to np. "czynnik produkcji" Czytam Keynesa i widzę: jak, pomimo dobrych chęci i szlachetnych idei, czasami tonie w bezdennej otchłani "klasycznej" ekonomi - pustych i bez potrzeby nadmiernie skomplikowanych, jałowych rozważaniach. Krytyka teorii "ortodoksyjnej" naraziła Keynesa na zwalczanie takze jego twierdzeń. Dokładna analiza wszystkich argumentów wymagałaby szczegółowego opisu, na który nie ma tu miejsca. (A nie wiem czy w ogóle nie szkoda na to czasu, gdyz jest to zgłębianie głównie złudzeń i fikcji). (Obszerny materiał, podany maksymalnie syntetycznie, będzie zamieszczony w przyszłości).
cytat:
Jeśli ekonomia ortodoksyjna jest na fałszywej drodze, to błędów trzeba szukać w niedostatecznej jasności i ogólności jej przesłanek, a nie w nadbudowie, która została wzniesiona z wielką dbałością o poprawność logiczną .
John Maynard Keynes, Ogólna teoria zatrudnienia, procentu i pieniądza, Warszawa 1985, s. 25. (Ekonomią ortodoksyjną nazwał tutaj Keynes angielską ekonomię liberalną. Pisząc o dbałości o poprawność logiczną Keynes miał na myśli takich ekonomistów angielskich jak Alfred Marshall (1842-1924) i Arthur Pigou (1887-1959).
Niespełna siedemdziesiąt lat temu John Maynard Keynes rozważał konieczność zmian w myśleniu ekonomicznym. Jego dzieło Ogólna teoria zatrudnienia, procentu i pieniądza dokładnie określało niedostatki ekonomii klasycznej; zerwanie więzi ekonomii z rzeczywistością. Wieź ta jest niezbędna dla ekonomii, tak samo jak dla każdej innej nauki. Bez tej więzi ekonomia obumiera lub przeradza się w myślenie oderwane od ludzkich potrzeb, realizujące jakąś urojoną ideę. Ogólna teoria zatrudnienia, procentu i pieniądza jest świadectwem takiej dramatycznej walki ekonomisty o pozbycie się ekonomicznych złudzeń. Zacytujmy ponownie samego Keynes’a, który był świadom swoich dążeń.
cytat:
Opracowanie tej książki było dla mnie długą walką o wyzwolenie się z utartych sposobów myślenia i wyrażania. Czytanie jej musi być podobną walką dla większości czytelników, jeżeli atak autora ma być uwieńczony powodzeniem. Przedstawione tutaj tak mozolnie poglądy są niezmiernie proste i powinny być oczywiste. Trudność polega nie na nowości idei, ale na tym, żeby się wyzwolić od starych poglądów, które są głęboko zakorzenione w każdym, kto otrzymał takie wychowanie jak większość z nas. [Tamże, s. 28]
Keynes przedstawił w swoim dziele wiele niekonsekwencji i ograniczeń klasycznej ekonomii, ale nie wyzwolił się do końca z jej intelektualnej aury. Akceptował dodatnie oprocentowanie kont jako użyteczny mechanizm ekonomiczny. To sprawiło, że pomimo swoich wysiłków, pozostał w intelektualnych okowach ekonomii klasycznej. Idea rzetelnej ekonomii musiała zaczekać na innych ludzi, którzy podejmą się trudnego zadania wyprowadzenia ekonomii z pułapki, jaką stanowi oprocentowanie pieniędzy.
Nowym rozdziałem w realizacji tego zadania jest książka Margrit Kennedy, Pieniądz wolny od inflacji i odsetek. W książce tej przedstawione są początki myśli ekonomicznej ukazującej negatywny wpływ oprocentowania na gospodarkę i życie społeczne. (c.d.n.)
Braki teorii Keynesa nie oznaczają, że jego opinie na temat Ricarda, przytoczone w moim poprzednim poście, nie są zasadne. W tej chwili poznaję teorię Keynesa szczególowo i nie jestem jeszcze gotowy do szczegółowej analizy postu WF, choć juz teraz dostrzegam jej braki: oderwanie od życia i pokrętność argumentów. W dziwolągi teoretyczne obfituje także ksiązka Keynesa, bowiem posługuje sie ona terminami ekonomii "Klasycznej", gdzie człowiek to np. "czynnik produkcji" Czytam Keynesa i widzę: jak, pomimo dobrych chęci i szlachetnych idei, czasami tonie w bezdennej otchłani "klasycznej" ekonomi - pustych i bez potrzeby nadmiernie skomplikowanych, jałowych rozważaniach. Krytyka teorii "ortodoksyjnej" naraziła Keynesa na zwalczanie takze jego twierdzeń. Dokładna analiza wszystkich argumentów wymagałaby szczegółowego opisu, na który nie ma tu miejsca. (A nie wiem czy w ogóle nie szkoda na to czasu, gdyz jest to zgłębianie głównie złudzeń i fikcji). (Obszerny materiał, podany maksymalnie syntetycznie, będzie zamieszczony w przyszłości).
Ostatnio zmieniony sob maja 01, 2004 8:43 am przez Jacek A. Rossakiewicz, łącznie zmieniany 1 raz.
Demokracja Finansowa http://www.demokracja-finansowa.pl
Teraz brzmi to lepiej. Rozumiem, że u Keynesa można znaleźć coś ciekawego i inspirującego. Natomiast uważam za zupełnie bezpłodne dzielenie świata na złych myślicieli liberalnych i genialnych twórców z linii Marx - Gesell - Keynes. W dodatku tacy oponenci Keynesa jak Marshall i Pigou wcale nie wyczerpują listy adwersarzy Apostoła z Cambidge. Raczej należałoby się przyjrzeć tym, którzy mieli pod adresem Keynesa poważne zarzuty, a nie tym pod adresem, których Keynes miał zarzuty. Tego wymaga uczciwość intelektualna, zwłaszcza, gdy kogoś nazywa się geniuszem czy autorem genialnych twierdzeń. Nie jest też żadnym zarzutem opinia, że jakaś teoria była tradycyjna. Słowem - po raz kolejny apeluję o argumenty w miejsce etykietek.
WF
-
- local
- Posty: 295
- Rejestracja: wt lip 29, 2003 1:10 pm
- Lokalizacja: Warszawa
Wszystko we właściwym czasie. Nie można pisać wszystkiego naraz w jednym poście. Byłoby to niestrawne. A i temat wymaga raczej fachowej książki niż stosunkowo krótkiej (z założenia) formy internetowego postu. Proszę zatem o cierpliwość. Potrzymuję twierdzenie, że Keynes genialnie opisał populizm teorii klasycznej, choć populizm ten adresowany jest do najbogatszych i stanowi formę usprawiedliwienia wyzysku. Co do argumentów i etykietek, proponuję więcej samokrytycymu, gdyż twierdzenie o Keynesie iż był "genialnym hochsztaplerem", jest właśnie niesłusznie naklejoną etykietką. Keynes błądził, ale przynajmniej o tym wiedział i chciał się z tego wyzwolić. Sa tacy, co nie wiedzą, że bładzą. Tkwią zadowoleni w błędzie i dodatkowo jeszcze starają się tam wciągnąć innych. Dązenia Keynes'a są dla nich niepojęte i wydają im się niebezpieczne, bo naruszają ich interesy i ich dobre samopoczucie.Raczej należałoby się przyjrzeć tym, którzy mieli pod adresem Keynesa poważne zarzuty, a nie tym pod adresem, których Keynes miał zarzuty
Demokracja Finansowa http://www.demokracja-finansowa.pl
"Genialny hochsztapler" pojawił się juz w odpowiedzi na Twoja hagiografię i dla jej zrównoważenia. Najlepszą receptą na tkwienie w błędzie jest religijny stosunek do wybranych postaci i równie inkwizycyjny - do ich adwersarzy. Jeśli założymy, że wszyscy nie-keynesisci są wyzyskiwaczami lub ich poplecznikami, to mamy temat z głowy i możemy iść na kawę. Tylko czy wtedy rzeczywiście mówimy o realnym świecie i czy poznajemy samego Keynesa?
WF
-
- local
- Posty: 295
- Rejestracja: wt lip 29, 2003 1:10 pm
- Lokalizacja: Warszawa
Ale ja tak wcale nie twierdzę. Poza tym ekonomia alternatywna do ekonomii klasycznej nie ogranicza się do Keynesa. Napisałem, że Keynes coś "genialnie opisał". Nie oznacza to "religijnego stusunku do jego postaci", nie oznacza też, że uważam go za geniusza. Zdolnemu człowiekowi zdarzają się także genialne myśli. Napisałem o Keynesie skromnie, jako o kimś ktowszyscy nie-keynesisci są wyzyskiwaczami lub ich poplecznikami,
Tematem mojego postu nie była także calość teorii Keynesa, ani jego postać, ale jeden jego pogląd, z którym się zgadzam. Podobnie jak z jego poglądem:na ekonomii znał się nienajgorzej.
„Nie ma żadnych naturalnych powodów, aby występował niedostatek kapitału”
Dzisiaj "brak kapitału" to świadomie wprowadzana deflacja ze wszystkimi tego konsekwencjami, czyli tzw. "schładzaniem gospodarki".
Demokracja Finansowa http://www.demokracja-finansowa.pl
Kto jest online
Użytkownicy przeglądający to forum: CommonCrawl [Bot] i 5 gości