1.Wprowadzanie górnej granicy oprocentowania jest to regulowanie ceny pieniądza, to sie nie sprawdziło i nie ma prawa sprawdzic nigdzie naświecie.
2. Pan widzi tylko jedną strone lichwy, mianowicie biorących kredyt, ale ludzie którzy go udzielają przecież te odsetki i tak wydadzą i jesteśmy w punkcie wyjścia.
3. Każda regulacja w gospodarce jest niekorzystna, niewidzialna ręka rynku robi swoje, i to nie puste słowa, praktyka to potwierdza na całym świecie.
4. Liberałowie rozwijają się najszybciej.
5. Niech Pan napisze kilka rzeczy w których klasycy wg Pana się mylą a ja je szybko obale.
Ad 5. Gratuluję pewności siebie. Jednak jest wiele absurdów ekonomii klasycznej, których obalenie jest możliwe tylko poprzez uparte trzymanie się nieuczciwości intelektualnej, z której ta teoria wyrosła.
Kiedy czytem polemiki zwolenników teorii klasycznej, nieuczciwoiść intelektualna jest tam stosowana nagminnie i jest "antidotum" na zdrowe myślenie. Sytuację utrudnia jeszcze fakt, iz podstawowe pojęcią i terminy teorii klasycznej sa fałszywe, a prawda jest w niej przemilczana, tak że ekonomiści będący zwolennikami teorii klasycznej twią w błedzie od 250 lat i mają tendencja do utrwalania tego błędu. Za fałszywm obrazem świata w ekonomii klasycznej stoją bowiem interesy oligarchii finansowej, a nie spoleczeństwa, i to tym interesom teoria ta ma służyć. "Niewidzialna ręka bankiera" sponsoruje tezę o istnieniu "niewidzialnej ręki rynku".
ad 3. Tymczasem więcej na rynku dzieje się z powodu intencjonalnej regulacji bankierskiej niż w wyniku samoregulacji. Samoregulacja rynku została wyeliminowana przez neoliberalną deregulację. Rynek został zastąpiony biurokracją o rodowodzie liberalnym. Patrz np. arbitralne regulacje stóp procentowych przez RPP, dezorganizujące rynek.
Absurdy ekonomii klasycznej są zawarte juz w Twoim poście Kubo:
ad. 1. Pieniądz jest środkiem płatniczym za pomocą, którego ustalane są ceny. Nie jest to kolejny towar, który ma cenę i którego cenę trzeba regulować (lub nie regulować) poprzez stopy procentowe. Jest to podstawowy fałsz teorii klasycznej, który wypacza ekonomię zastępując emisje pieniądza prowadzoną w relacji do produkowanych dóbr - lichwą o różnym natężeniu. W istocie im większa lichwa, tym lepiej dla lichwiarzy i gorzej dla gospodarki, której siła i sprawność jest przez lichwę tłumiona. Rzeczywistym antidotum na lichwę jest obfitośc pieniądza, ustawa przeciwko lichwie to półśrodek - ale lepszy półśrodek stosowany powszechnie na świecie niż nie rozbienie niczego. Najlepsza jest jednak emisja pieniędzy w odpowiedznich ilościach a nie emisja długów, zazwyczaj zresztą nadmierna prowadząca do hiperzadłuzenia (np. Argentyna, USA, Polska)
Ad 2. Oprocentowanie pieniądza (jego cena) to podstwowy czynnik wzrostu cen. Walczy sie z tym wzrostem cen poprzez podnoszenie stóp procentowych, czyli produkcję nawisu inflacyjnego. Inflację realną zastepuje się inflacją potencjalną. Nastepuje kumulowanie środków płatniczych w bankach na procent. Pieniądz znika z rynku i powoduje stagnację gospodarczą.
Ludzie którzy dostają odsetki trzymają je na dalszy procent. Gdyby chcieli wydać wszystkie odsetki i kapitał inflacja sięgnęłaby 500% bo ilość zgromadzonych środków płatniczych pieciokrotnie przekracza wartość dóbr na rynku. Ludzie ci oczywiście nie wydadzą tych środków, wydają tylko małą część odsetek, ale i tak lichwa tłumi gospodarkę, wprowadza deflację i hiperzadłużenie.
3. Do efektu przeciwnego niż zakładany w oficjalnej propagandzie ekonomicznej przyczyniają się wadliwe liberalne modele makroekonomiczne, na których wychowywani sa studenci i które lansuje się w mediach. W modelach tych pomija się ważne zależności. Przyjrzyjmy się jednemu z takich modeli zaczerpniętych z podręcznika akademickiego . Najpierw konstatuje się, że oszczędności S to różnica pomiędzy dochodem Y a bieżącą konsumpcją C, co można zapisać równaniem S=Y–C . Później stwierdza się, że dochód można wyrazić jako sumę „wydatków końcowych” na konsumpcję C i „wydatków końcowych” na inwestycje I, czyli Y=C+I. (Tutaj pozostawimy na razie bez komentarza wyrażenie „wydatek końcowy”). Mając takie dwa równania łatwo je połączyć. Wówczas: Y=C+S=C+I, a stąd wywodzi się, iż S=I, czyli, że oszczędności równają się inwestycjom. Za pomocą takiej albegraicznej manipulacji udowadnia się tezę, która nie jest prawdziwa. Kluczem do obalenia tego „dowodu, przeprowadzonego na mocy definicji” jest okreś-lenie „wydatki końcowe”. Co oznaczają te słowa? Oznaczają one sumę wszystkich wydatków dokonanych w różnym czasie. Zatem w równaniu: Y=C+I wyeliminowano czas, dlatego uzyskano nieprawdziwe równanie S=I. Czy można wyeliminować czas? Można, ale tylko w równaniu algebraicznym. Nie wyeliminuje się czasu w życiu. Stąd równania te nie mają zastosowania do rzeczywistości. Istnieją tylko na papierze i w umy-słach tych, którzy w nie uwierzą, ale wówczas ludzie ci tracą kontakt z rzeczywistością . W rzeczywistości zwykli ludzie bez takiego „ekono-micznego wykształcenia” wiedzą, że inwestycje to nie oszczędności, ale wydatki, a oszczędności to nie inwestycje, tylko wstrzymywanie się przed wydatkami. Kiedy weźmiemy pod uwagę czas i zrezygnujemy ze słownego dziwoląga: „wydatki końcowe” Dochód możemy rozpisać na wydatki bieżące i przyszłe: Y=WB+WP. Każdy rodzaj tych wydatków może być przeznaczony na konsupcję lub inwestycje i to w różnej proporcji, ale tym razem mamy uwzględniony czas. Im większy jest nasz dochód tym większe możemy poczynić oszczędności wycofując część pieniędzy z obiegu i ograniczając bardziej inwestycje niż naszą konsumpcję, której poziom minimalny musi być zaspokojony. Jeżeli ktoś zaoferuje nam korzystne oprocentowanie naszych oszczędności, a nasze bieżące dochody zapewniają nam oczekiwany poziom konsumpcji, oszczędności mogą w ogóle nie stać się przyszłymi wydatkami WP ani konsumpcyjnymi ani inwestycyjnymi, ale przerodzić się w trwałą tezau-ryzację pieniędzy oraz pozyskiwanie z nich odsetek Stąd prawdziwym równaniem jest Y=C+I+Z, gdzie Z oznacza trwałą tezauryzację. Im więk-szy procent tym większa skłonność do tezauryzacji, kosztem konsumpcji (częściowo) i inwestycji (częściowo lub całkowicie). Widzimy więc, że S nie równa się wcale I, ale może inwestycje umniejszać. Może też przerodzić się w inwestycje. Może zajść taki przypadek, że S=I, ale jest to przypadek bardzo szczególny. Dopóki oszczędności są tezauryzowane S=Z i jako takie przynoszą wystarczający dochód (z oprocentowania), człowiek nie ma powodu zmieniać swojej decyzji i staje się rentierem; żyje z pracy innych ludzi i na ich koszt. Takie postępowanie to osłabianie sił wytwórczych wspólnoty, a pomnażanie tezauryzowanych pieniędzy to mechanizm inflacyjny i stagnacyjny dla gospodarki, która trwa w czasie. Oprocentowanie okazuje się zatem dżwignią hamulca a nie kołem zama-chowym gospodarki. Hamulcem staje się tezauryzacja, którą oprocento-wanie wzmaga. . Jeżeli jeszcze dla stabilizowania cen rentierzy (akcjo-nariusze banków) poprzez swoje wpływy polityczne oraz oprocentowane kredyty konsumpcyjne udzielane z oszczędności doprowadzą do deflacji, to wówczas aspołeczność tezauryzacji i oprocentowania wychodzi na światło dzienne w całej pełni. Tak jest obecnie.
Równanie S=I wynika z przyjęcia takiego modelu makroekonomicz-nego, w którym pomija się rolę emisji pieniędzy. Problem emisji jest wówczas wyeliminowany na podstawie prawa Say’a; „podaż sama stwarza na siebie popyt”. J. M. Keynes pisał, że, choć rzadko który autor pisze o tym wprost, bez tego eliminującego pieniądze prawa „ekonomia klasyczna nie może się ostać” . C. H. Douglas twierdził, że ortodoksyjna teoria ekonomiczna ignoruje pieniądze i czas . Autorzy liberalnych podręczników piszą: „wartość produkcji musi się równać całkowitym wydatkom na dobra i usługi, ponieważ przyjeliśmy założenie, iż wszystkie towary zostają sprzedane” . Takie uproszczone założenie jak i cały „model ruchu okrężnego pomiędzy przedsiębiorstwami a gospodarstwami domowymi” jest prawdziwy we wspólnocie, która nie posługuje się pieniądzem lub we wspólnocie, w której pieniądz jest rozłożony doskonale równomiernie. W rzeczywistości, bez monetyzacji przynajmniej części nowo wytworzonych dóbr, nie ma szans na sprzedanie całości produkcji nawet w tym drugim idealnym przypadku. Zakładany w teorii liberalnej „model ruchu okrężnego pomiędzy przedsiębiorstwami a gospodarstwami domowymi” przypomina raczej stwierdzenie; „plemię upolowało mamuta i plemię mamuta zjadło”. Model ten nie przypomina współczesnych społeczeństw, które posługują się pieniądzem i w których pieniądz jest rozłożony nierównomiernie wśród ludzi. Ludzie, którzy posiadają nadmiar pieniądza, nie mają potrzeby tak wysokiej konsumpcji, aby zaspokoić ogólną podaż swoim popytem. W państwie współczesnym rozwarstwienie majątkowe jest tak duże, że ruch okrężny zamiera z braku siły nabywczej u znacznej liczby ludności.
Ad. 4 Natomiast "liberałowie rozwijają sie najszybciej", ale kosztem innych.
Gospodarowanie zaś polega na tym właśnie, aby produkować to co jest potrzebne w odpowiedniej ilości i aby móc zaspokoić racjonalne potrzeby ludności. Jest to dosyć rzadki efekt udanego gospodarowania, który pojawia się w wyniku wielu zabiegów. Najważniejszym jego warunkiem jest w miarę równomierne rozłożenie dochodów i emisja pieniędzy podążająca za wzrostem produkcji. Nie jest to stan dany na samym początku jako „założenie”, co bardzo „idealistycznie” przyjmuje się w ekonomii klasycznej
O pozostałych absurdach ekonomii klasycznej można poczytać w tematach: o Adamie Smith'sie, Ku rzetelnej ekonomii (tam jest zawarta m.in. krytyka liberalizmu której dokonał Keynes) i Neoliberalna deregulacja.
Lepiej porzucić złudzenia ekonomii klasycznej która niszczy społeczeństwa, niż jej bronić. Tak więc masz wybór, albo bronić tego, co Cie niszczy, albo zyskać wiedzę. Albo opowiedzieć się za racjonalną , bezinflacyjną, emisją pieniędzy, albo bronic ludzkiej chciwości i lichwy. Czyba że czerpiesz korzyści z odsetek, czyli kwoty, które otrzymujesz z powodu zapośredniczonej bankierskiej lichwy przekraczają połowę twoich wydatków. W cenach bowiem koszt odsetek sięga 30-50%. (por. Margrit Kennedy, Pieniądz wolny od inflacji i odsetek).