inni TW
Henryk Karkosza, TW "Monika"
Jerzy Morawski podaje w Rzeczpospolitej z 23.03.2005 dane dot. agenta Henryka Karkoszy, TW "Monika". Poza odnośnikiem do oryginalnego artykułu: http://www.rzeczpospolita.pl/gazeta/wyd ... _a_12.html
kopiuję także sam tekst, na przypadek, gdyby RP przesunęła artykuł do płatnego archiwum.
------------------------------------
"Monika" cenna dla służb
Do Tomasza Baranka, byłego drukarza KPN, zadzwonił w lipcu 2004 r. dawny krakowski działacz KPN Krzysztof Bzdyl ze słowami: -Wiem, kto cię sprzedał. Karkosza... Proces lustracyjny podziemnego wydawcy zaczął się w lutym. Na zdjęciu Henryk Karkosza i jego obrońca mec. Jan Widacki.
(c) RAFAŁ GUZ
Treść notatki służbowej, sporządzonej przez funkcjonariusza SB na podstawie raportu TW ?Monika?. Krzysztof Bzdyl, wymieniany w dokumencie, po zapoznaniu się w IPN z zawartością swojej teczki nie ma wątpliwości, kto kryje się za pseudonimem Monika.
Bzdyl w latach osiemdziesiątych wyemigrował do USA. Telefonował jednak do Baranka z krakowskiego oddziału IPN, gdzie przeglądał zawartość teczki, jaką na niego zebrała SB. Natrafił tam na dokument, że tajny współpracownik "Monika" spotkał się z Tomaszem Barankiem. Agent w doniesieniu podał adres zamieszkania Baranka. W krakowskiej SB zadecydowano, że natychmiast należy rozpoznać rodzinę Baranka. Szukano też mieszkania w bloku, gdzie mieszkali Barankowie, aby prowadzić stamtąd obserwację.
Karkosza spotkał się pierwszy raz z Tomkiem Barankiem 10 lipca 1981 r. A dokumenty SB powstały następnego dnia. Od tej daty Tomek istnieje w aktach tajnej policji. Agentem był więc Karkosza. To ja go skontaktowałem z Barankiem. Wcześniej Baranek drukował materiały dla KPN. Tylko ja o nim wiedziałem - mówi Krzysztof Bzdyl.
Doskonały TW
Tomasz Baranek od 1980 r. drukował podziemne pismo KPN "Opinia" metodą białkową, w sumie dość prymitywną. Nie znał metody sitodruku. W Krakowie opanował ją Henryk Karkosza, wówczas podziemny wydawca. Krzysztof Bzdyl skontaktował z nim drukarza KPN. Miał u Karkoszy przejść szkolenie poligraficzne. Baranek pojechał do mieszkania Karkoszy w Nowej Hucie na Wzgórzach Krzesławickich. Poznali się. Uczył się drukować na sitodrukach przez cztery miesiące.
Baranek jest z zawodu technikiem mechanikiem obróbki skrawaniem. Wówczas pracował w krakowskich zakładach budowy i naprawy maszyn drogowych Madro. Karkosza zamówił u niego noże do cięcia papieru. Miał to zrobić na urządzeniach w zakładzie. Baranek wówczas przekazał mu swój numer telefonu do pracy.
W doniesieniu z 10 lipca 1981 r. TW "Monika" informuje SB m.in.: "Drukował to na białku współpracownik Bzdyla o imieniu Tomek. (...). Obecnie uzyskałem od niego numer telefonu miejsca pracy (16066, wewnętrzny 158)". - Wewnętrzny 158 to do mnie, do narzędziowni. Dałem ten numer tylko Karkoszy, abyśmy mieli kontakt - mówi Baranek.
Baranek w stanie wojennym wylądował w karnej kompanii pod Chełmem. Tam go aresztowano. W 1986 r. trafił do podziemnej Oficyny Literackiej, gdzie szefem był Karkosza. Przygotowywał płyty offsetowe do druku. Pracował tam do 1989 r.
- Dziś oceniam Karkoszę jako doskonałego współpracownika SB. Przez tyle lat wpływał na losy ludzi. Przeglądając dokumenty z IPN, doszedłem do wniosku, że Karkosza kierował posunięciami SB, ustalał, co mają robić z nami. Decydował, co nas spotka - mówi Baranek.
Telefon od agenta
Janusz Pierzchała nie zaglądał do swojej teczki w IPN. Od końca lat siedemdziesiątych nie ma jednak wątpliwości, kim naprawdę był Karkosza.
- Karkosza dzień w dzień nachalnie do mnie wydzwaniał. W trakcie tych długich, nic nieznaczących rozmów usiłował, w moim przekonaniu, jak najwięcej ze mnie wydobyć. Próbował wejść do Ruchu Młodej Polski, który organizowałem w Krakowie. Ale nigdy do struktur RMP go nie dopuściłem - wspomina.
Pierzchała przypomina sobie, że Karkosza przekazywał mu plotki i informacje, podrzucane przez SB. Nigdy ich nie powtarzał, bo wiedział, że bezpieka "produkuje" je, aby zniszczyć moralnie opozycję.
- Serwował mi pogłoski: "Nie wiem, czy słyszałeś, że...". Karkosza przyznał mi się kiedyś, że funkcjonariusze SB, m.in. Goncarczyk i Wróbel, wywozili go samochodem. Wtedy zawarł z nimi układ. Nie będzie wydawał bibuły radykalnie niepodległościowej, antysowieckiej, a oni dadzą mu zielone światło. Mówił, że wysyła im po jednym egzemplarzu tego, co wydrukował. I SB bibuły nie szukała, bo ją już miała od Karkoszy. Takie półprawdy mi podrzucał - mówi Pierzchała.
Danuta Skóra, dyrektor wydawnictwa Znak, przeglądała swoją teczkę w IPN w październiku 2004 r. Znalazła tam dokument SB mówiący, że "Monika" ma ją inwigilować na okoliczność kontaktów z KOR. Inny zawierał informację, że Danuta Skóra podpisała umowę o pracę z podziemnym wydawnictwem KOS. Dostała do zredagowania książkę (raport z czerwca 1981 r.).
- To od Henryka Karkoszy otrzymałam wtedy zlecenie na zrobienie książki Ryszarda Krynickiego - mówi Danuta Skóra.
Przed stanem wojennym do jej domu Karkosza przywiózł kilka ton papieru.
- Internowali mojego męża 13 grudnia. Zrobili rewizję w domu. Udało mi się nie wpuścić funkcjonariuszy do pokoju, gdzie leżał papier. Wywiozłam go kilkanaście godzin później. Mijałam czołgi jeżdżące po ulicach Krakowa - wspomina Danuta Skóra.
Część papieru ukryła w rodzinnym domu, część umieściła w nieczynnych ulach stojących na polu. Karkoszę, gdy wypuszczono go z internowania, powiadomiła, gdzie ukryła papier. Żeby zabrał jak najszybciej. Ale się nie pojawiał.
- Ponownie spotkałam Karkoszę. Papier w ulach zamoknie, alarmowałam. Tydzień później przyjechała ekipa z bezpieki. Funkcjonariusze o nic nie pytali, nie rewidowali domu. Poszli jak po sznurku do uli i zabrali papier - mówi Danuta Skóra.
W parze z oficerem
W 1982 r. od starszego inspektora Adama Wolnickiego z III wydziału krakowskiej SB agenta "Monikę" przejął sam naczelnik tego wydziału mjr Wiesław Hrynkiewicz. Hrynkiewicz ukończył kurs specjalny w Wyższej Szkole KGB im. Feliksa Dzierżyńskiego w ZSRR. W 1983 r. został naczelnikiem krakowskiej jednostki departamentu I MSW, zajmującego się inwigilacją emigracji. Pociągnął ze sobą "Monikę" w zagraniczne rejony (agent wyjeżdżał wtedy za granicę). Dokumenty tzw. wywiadu bezpieki do dziś są utajnione.
14 października 1996 r. przed krakowskim prokuratorem Krzysztofem Urbaniakiem były funkcjonariusz SB Marek Śmigielski zeznał: "Po śmierci Stanisława Pyjasa poznałem funkcjonariusza milicji, męża mojej znajomej, Henryka Karkoszę. Z Henrykiem Karkoszą spotkałem się dwa razy. Dowiedziałem się, że pracuje w milicji w Tarnowie. On wiedział o mnie, że ja pracuję w wydziale III SB. (...) Znacznie później dowiedziałem się, że jest on tajnym współpracownikiem Adama Wolnickiego".
kopiuję także sam tekst, na przypadek, gdyby RP przesunęła artykuł do płatnego archiwum.
------------------------------------
"Monika" cenna dla służb
Do Tomasza Baranka, byłego drukarza KPN, zadzwonił w lipcu 2004 r. dawny krakowski działacz KPN Krzysztof Bzdyl ze słowami: -Wiem, kto cię sprzedał. Karkosza... Proces lustracyjny podziemnego wydawcy zaczął się w lutym. Na zdjęciu Henryk Karkosza i jego obrońca mec. Jan Widacki.
(c) RAFAŁ GUZ
Treść notatki służbowej, sporządzonej przez funkcjonariusza SB na podstawie raportu TW ?Monika?. Krzysztof Bzdyl, wymieniany w dokumencie, po zapoznaniu się w IPN z zawartością swojej teczki nie ma wątpliwości, kto kryje się za pseudonimem Monika.
Bzdyl w latach osiemdziesiątych wyemigrował do USA. Telefonował jednak do Baranka z krakowskiego oddziału IPN, gdzie przeglądał zawartość teczki, jaką na niego zebrała SB. Natrafił tam na dokument, że tajny współpracownik "Monika" spotkał się z Tomaszem Barankiem. Agent w doniesieniu podał adres zamieszkania Baranka. W krakowskiej SB zadecydowano, że natychmiast należy rozpoznać rodzinę Baranka. Szukano też mieszkania w bloku, gdzie mieszkali Barankowie, aby prowadzić stamtąd obserwację.
Karkosza spotkał się pierwszy raz z Tomkiem Barankiem 10 lipca 1981 r. A dokumenty SB powstały następnego dnia. Od tej daty Tomek istnieje w aktach tajnej policji. Agentem był więc Karkosza. To ja go skontaktowałem z Barankiem. Wcześniej Baranek drukował materiały dla KPN. Tylko ja o nim wiedziałem - mówi Krzysztof Bzdyl.
Doskonały TW
Tomasz Baranek od 1980 r. drukował podziemne pismo KPN "Opinia" metodą białkową, w sumie dość prymitywną. Nie znał metody sitodruku. W Krakowie opanował ją Henryk Karkosza, wówczas podziemny wydawca. Krzysztof Bzdyl skontaktował z nim drukarza KPN. Miał u Karkoszy przejść szkolenie poligraficzne. Baranek pojechał do mieszkania Karkoszy w Nowej Hucie na Wzgórzach Krzesławickich. Poznali się. Uczył się drukować na sitodrukach przez cztery miesiące.
Baranek jest z zawodu technikiem mechanikiem obróbki skrawaniem. Wówczas pracował w krakowskich zakładach budowy i naprawy maszyn drogowych Madro. Karkosza zamówił u niego noże do cięcia papieru. Miał to zrobić na urządzeniach w zakładzie. Baranek wówczas przekazał mu swój numer telefonu do pracy.
W doniesieniu z 10 lipca 1981 r. TW "Monika" informuje SB m.in.: "Drukował to na białku współpracownik Bzdyla o imieniu Tomek. (...). Obecnie uzyskałem od niego numer telefonu miejsca pracy (16066, wewnętrzny 158)". - Wewnętrzny 158 to do mnie, do narzędziowni. Dałem ten numer tylko Karkoszy, abyśmy mieli kontakt - mówi Baranek.
Baranek w stanie wojennym wylądował w karnej kompanii pod Chełmem. Tam go aresztowano. W 1986 r. trafił do podziemnej Oficyny Literackiej, gdzie szefem był Karkosza. Przygotowywał płyty offsetowe do druku. Pracował tam do 1989 r.
- Dziś oceniam Karkoszę jako doskonałego współpracownika SB. Przez tyle lat wpływał na losy ludzi. Przeglądając dokumenty z IPN, doszedłem do wniosku, że Karkosza kierował posunięciami SB, ustalał, co mają robić z nami. Decydował, co nas spotka - mówi Baranek.
Telefon od agenta
Janusz Pierzchała nie zaglądał do swojej teczki w IPN. Od końca lat siedemdziesiątych nie ma jednak wątpliwości, kim naprawdę był Karkosza.
- Karkosza dzień w dzień nachalnie do mnie wydzwaniał. W trakcie tych długich, nic nieznaczących rozmów usiłował, w moim przekonaniu, jak najwięcej ze mnie wydobyć. Próbował wejść do Ruchu Młodej Polski, który organizowałem w Krakowie. Ale nigdy do struktur RMP go nie dopuściłem - wspomina.
Pierzchała przypomina sobie, że Karkosza przekazywał mu plotki i informacje, podrzucane przez SB. Nigdy ich nie powtarzał, bo wiedział, że bezpieka "produkuje" je, aby zniszczyć moralnie opozycję.
- Serwował mi pogłoski: "Nie wiem, czy słyszałeś, że...". Karkosza przyznał mi się kiedyś, że funkcjonariusze SB, m.in. Goncarczyk i Wróbel, wywozili go samochodem. Wtedy zawarł z nimi układ. Nie będzie wydawał bibuły radykalnie niepodległościowej, antysowieckiej, a oni dadzą mu zielone światło. Mówił, że wysyła im po jednym egzemplarzu tego, co wydrukował. I SB bibuły nie szukała, bo ją już miała od Karkoszy. Takie półprawdy mi podrzucał - mówi Pierzchała.
Danuta Skóra, dyrektor wydawnictwa Znak, przeglądała swoją teczkę w IPN w październiku 2004 r. Znalazła tam dokument SB mówiący, że "Monika" ma ją inwigilować na okoliczność kontaktów z KOR. Inny zawierał informację, że Danuta Skóra podpisała umowę o pracę z podziemnym wydawnictwem KOS. Dostała do zredagowania książkę (raport z czerwca 1981 r.).
- To od Henryka Karkoszy otrzymałam wtedy zlecenie na zrobienie książki Ryszarda Krynickiego - mówi Danuta Skóra.
Przed stanem wojennym do jej domu Karkosza przywiózł kilka ton papieru.
- Internowali mojego męża 13 grudnia. Zrobili rewizję w domu. Udało mi się nie wpuścić funkcjonariuszy do pokoju, gdzie leżał papier. Wywiozłam go kilkanaście godzin później. Mijałam czołgi jeżdżące po ulicach Krakowa - wspomina Danuta Skóra.
Część papieru ukryła w rodzinnym domu, część umieściła w nieczynnych ulach stojących na polu. Karkoszę, gdy wypuszczono go z internowania, powiadomiła, gdzie ukryła papier. Żeby zabrał jak najszybciej. Ale się nie pojawiał.
- Ponownie spotkałam Karkoszę. Papier w ulach zamoknie, alarmowałam. Tydzień później przyjechała ekipa z bezpieki. Funkcjonariusze o nic nie pytali, nie rewidowali domu. Poszli jak po sznurku do uli i zabrali papier - mówi Danuta Skóra.
W parze z oficerem
W 1982 r. od starszego inspektora Adama Wolnickiego z III wydziału krakowskiej SB agenta "Monikę" przejął sam naczelnik tego wydziału mjr Wiesław Hrynkiewicz. Hrynkiewicz ukończył kurs specjalny w Wyższej Szkole KGB im. Feliksa Dzierżyńskiego w ZSRR. W 1983 r. został naczelnikiem krakowskiej jednostki departamentu I MSW, zajmującego się inwigilacją emigracji. Pociągnął ze sobą "Monikę" w zagraniczne rejony (agent wyjeżdżał wtedy za granicę). Dokumenty tzw. wywiadu bezpieki do dziś są utajnione.
14 października 1996 r. przed krakowskim prokuratorem Krzysztofem Urbaniakiem były funkcjonariusz SB Marek Śmigielski zeznał: "Po śmierci Stanisława Pyjasa poznałem funkcjonariusza milicji, męża mojej znajomej, Henryka Karkoszę. Z Henrykiem Karkoszą spotkałem się dwa razy. Dowiedziałem się, że pracuje w milicji w Tarnowie. On wiedział o mnie, że ja pracuję w wydziale III SB. (...) Znacznie później dowiedziałem się, że jest on tajnym współpracownikiem Adama Wolnickiego".
Kto jest online
Użytkownicy przeglądający to forum: CommonCrawl [Bot] i 0 gości