rugi warszawskie
rugi warszawskie
tekst przesłany przez p. ryszarda billa:
Czy Lech Kaczyński jest wyrodnym synem Bieruta?
Problem własności gruntów warszawskich liczy sobie już 60 lat. Komunistyczny dekret, znany pod nazwą Dekretu Bieruta, znacjonalizował grunty miasta w granicach z 1939 roku. Nacjonalizacja miała służyć odbudowie miasta ze zniszczeń wojennych, ale tak naprawdę była karą wymierzoną przez narzucone władze niepokornym mieszkańcom Stolicy.
Potem bywało różnie, ale mieszkańcy siedzieli na swoich gruntach bardziej lub mniej "legalnie". Cześć z nich otrzymała prawo wieczystego użytkowania gruntów za symboliczną opłatą, część za 1% wartości gruntów płaconych corocznie, a o pozostałych zapomniano na 60 długich lat. Pod koniec lat dziewięćdziesiątych prezydent Marcin Święcicki rozpoczął procedury zwrotu nieruchomości prawowitym właścicielom. Zdążył zwrócić ponad 800 działek.
Trzy lata temu mieszkańcy Stolicy wybrali zdecydowaną większością pana Lecha Kaczyńskiego na nowego prezydenta miasta. Wiązano z nim nadzieję, że rozpocznie na dużą skalę procedury zwrotu nieruchomości tak jak to obiecywał na przedwyborczych spotkaniach i ulotkach. Niestety zawiódł tych, którzy w te obietnice uwierzyli. Najpierw zaczął gnębić mieszkańców podnoszeniem opłat za wieczyste użytkowanie gruntów. Podwyżki o 500% były normą. Rekordzista otrzymał propozycję zwiększenia opłaty o 1380%. Teraz zabrał się za tych, którzy mają nie rozpatrzone wnioski dekretowe o użyczenie czasowe gruntu, którzy z różnych powodów tych wniosków nie złożyli, którym władze komunistyczne zwróciły jedynie część gruntów, a oni dalej władają częścią zagrabioną oraz za tych, którym odebrano paski ziemi wzdłuż ulic na ich poszerzenie a inwestycji mimo upływu dziesiątków lat nie wykonano.
Były też pozytywne działania pana Kaczyńskiego, jako prezydenta miasta. Rada Warszawy uchwaliła zasady przekształcenia gruntów należących do spółdzielni mieszkaniowych z prawa wieczystego użytkowania gruntów w prawo własności z 99% bonifikatą. Podobnie uczyniono ze wspólnotami mieszkańców dając im 97% bonifikaty. W spółdzielniach proces uwłaszczania członków spółdzielni ślimaczy się i będzie się ślimaczył, ponieważ procedury są zawiłe i mało precyzyjne. Lepiej jest ze wspólnotami, gdzie te prężnie działające mogą w miarę szybko doprowadzić do tego aby ich dom stał na ich gruncie.
Prezydent Kaczyński piętrzy natomiast trudności przed właścicielami małych domków jednorodzinnych, bliźniaków lub szeregowców. Im Kaczyński dał tylko 60% bonifikaty. Takich nieruchomości w Warszawie jest około 90.000 i mieszka w nich około 0,5 miliona osób. Czym ich sytuacja różni się od tych ze wspólnot mieszkaniowych i spółdzielni? Czy mieszkańcy domków są współczesnymi "kułakami" dla pana prezydenta? Czy tak jak za komuny należy ich traktować z całą surowości władzy, tym razem demokratycznie wybranej?
Prezydent Kaczyński wydaje bezsensownie pieniądze samorządowe na procesy w ramach "rugów warszawskich". Jaki jest cel zakładania spraw sądowych, w których zaangażowana jest armia urzędników miejskich i tracony jest czas oraz nerwy tysięcy warszawiaków, aby następnie zawieszać sprawy procesowe? A przykład pani Doroty Krzymowskiej. Czy nie warto było przed złożeniem wniosku o wydanie nieruchomości do sądu przejrzeć zasoby dokumentów dotyczących nieruchomości i odnaleźć wniosek z 1948 roku rodziny pani Krzymowskiej o użyczenie czasowe gruntów? Kto zwróci jej teraz stracone pieniądze na adwokata? Kto zwróci jej za zszargane nerwy i nieprzespane noce? Sąd w postępowaniu niejawnym dziesięć dni temu na wniosek pana Kaczyńskiego zawiesił proces. Czy urzędnicy miejscy lub sąd nie mógł wcześniej powiadomić, niesłusznie jak się okazuje, pozwaną, że sprawa ulega zawieszeniu? Urzędnicy miejscy nawołują do podpisywanie umów dzierżawy gruntów. Należy się wczuć w sytuację osób postawionych pod ścianą. Od pokoleń siedzą na swoich gruntach i w swoich domach, a teraz pan Kaczyński żąda od nich aby przyznali że nieruchomości do nich nie należą. Niektórzy z urzędników twierdzą, że: "Zawieramy umowy nie po to, żeby je wypowiadać". Mieszkańcy odpowiadają na to, że tyle razy byli oszukiwani, że nie widzą powodu aby wierzyć w zapewnienia urzędników pana Kaczyńskiego, który notabene też nie dotrzymał obietnic wyborczych.
Wysocy urzędnicy miejscy wprowadzają świadomie opinię publiczną w błąd twierdząc, że należy przygotować nową ustawę reprywatyzacyjną dla Warszawy i przeprowadzić ją w przyszłym Sejmie. Mieszkańcy zdają sobie doskonale sprawę, że obecne ustawy są wystarczające aby uporządkować 99,9% spraw nieruchomości w naszym mieście. Trzeba zabrać się do roboty, a nie mówić o tym że się coś zrobi. Ustawa o gospodarowaniu nieruchomościami z 1997r., ustawa o przekształceniach własnościowych z 1997r. i 2001r. oraz ustawa z 29 lipca 2005r. są wystarczającymi aktami prawnymi aby grunty warszawskie wróciły do tych, których domy stają na tych gruntach. Piłka jest po stronie prezydenta miasta a nie Sejmu. To on władny jest przeprowadzić odpowiednie uchwały w radzie miasta. Dlaczego tego nie czyni?
Ryszard Bill
Czy Lech Kaczyński jest wyrodnym synem Bieruta?
Problem własności gruntów warszawskich liczy sobie już 60 lat. Komunistyczny dekret, znany pod nazwą Dekretu Bieruta, znacjonalizował grunty miasta w granicach z 1939 roku. Nacjonalizacja miała służyć odbudowie miasta ze zniszczeń wojennych, ale tak naprawdę była karą wymierzoną przez narzucone władze niepokornym mieszkańcom Stolicy.
Potem bywało różnie, ale mieszkańcy siedzieli na swoich gruntach bardziej lub mniej "legalnie". Cześć z nich otrzymała prawo wieczystego użytkowania gruntów za symboliczną opłatą, część za 1% wartości gruntów płaconych corocznie, a o pozostałych zapomniano na 60 długich lat. Pod koniec lat dziewięćdziesiątych prezydent Marcin Święcicki rozpoczął procedury zwrotu nieruchomości prawowitym właścicielom. Zdążył zwrócić ponad 800 działek.
Trzy lata temu mieszkańcy Stolicy wybrali zdecydowaną większością pana Lecha Kaczyńskiego na nowego prezydenta miasta. Wiązano z nim nadzieję, że rozpocznie na dużą skalę procedury zwrotu nieruchomości tak jak to obiecywał na przedwyborczych spotkaniach i ulotkach. Niestety zawiódł tych, którzy w te obietnice uwierzyli. Najpierw zaczął gnębić mieszkańców podnoszeniem opłat za wieczyste użytkowanie gruntów. Podwyżki o 500% były normą. Rekordzista otrzymał propozycję zwiększenia opłaty o 1380%. Teraz zabrał się za tych, którzy mają nie rozpatrzone wnioski dekretowe o użyczenie czasowe gruntu, którzy z różnych powodów tych wniosków nie złożyli, którym władze komunistyczne zwróciły jedynie część gruntów, a oni dalej władają częścią zagrabioną oraz za tych, którym odebrano paski ziemi wzdłuż ulic na ich poszerzenie a inwestycji mimo upływu dziesiątków lat nie wykonano.
Były też pozytywne działania pana Kaczyńskiego, jako prezydenta miasta. Rada Warszawy uchwaliła zasady przekształcenia gruntów należących do spółdzielni mieszkaniowych z prawa wieczystego użytkowania gruntów w prawo własności z 99% bonifikatą. Podobnie uczyniono ze wspólnotami mieszkańców dając im 97% bonifikaty. W spółdzielniach proces uwłaszczania członków spółdzielni ślimaczy się i będzie się ślimaczył, ponieważ procedury są zawiłe i mało precyzyjne. Lepiej jest ze wspólnotami, gdzie te prężnie działające mogą w miarę szybko doprowadzić do tego aby ich dom stał na ich gruncie.
Prezydent Kaczyński piętrzy natomiast trudności przed właścicielami małych domków jednorodzinnych, bliźniaków lub szeregowców. Im Kaczyński dał tylko 60% bonifikaty. Takich nieruchomości w Warszawie jest około 90.000 i mieszka w nich około 0,5 miliona osób. Czym ich sytuacja różni się od tych ze wspólnot mieszkaniowych i spółdzielni? Czy mieszkańcy domków są współczesnymi "kułakami" dla pana prezydenta? Czy tak jak za komuny należy ich traktować z całą surowości władzy, tym razem demokratycznie wybranej?
Prezydent Kaczyński wydaje bezsensownie pieniądze samorządowe na procesy w ramach "rugów warszawskich". Jaki jest cel zakładania spraw sądowych, w których zaangażowana jest armia urzędników miejskich i tracony jest czas oraz nerwy tysięcy warszawiaków, aby następnie zawieszać sprawy procesowe? A przykład pani Doroty Krzymowskiej. Czy nie warto było przed złożeniem wniosku o wydanie nieruchomości do sądu przejrzeć zasoby dokumentów dotyczących nieruchomości i odnaleźć wniosek z 1948 roku rodziny pani Krzymowskiej o użyczenie czasowe gruntów? Kto zwróci jej teraz stracone pieniądze na adwokata? Kto zwróci jej za zszargane nerwy i nieprzespane noce? Sąd w postępowaniu niejawnym dziesięć dni temu na wniosek pana Kaczyńskiego zawiesił proces. Czy urzędnicy miejscy lub sąd nie mógł wcześniej powiadomić, niesłusznie jak się okazuje, pozwaną, że sprawa ulega zawieszeniu? Urzędnicy miejscy nawołują do podpisywanie umów dzierżawy gruntów. Należy się wczuć w sytuację osób postawionych pod ścianą. Od pokoleń siedzą na swoich gruntach i w swoich domach, a teraz pan Kaczyński żąda od nich aby przyznali że nieruchomości do nich nie należą. Niektórzy z urzędników twierdzą, że: "Zawieramy umowy nie po to, żeby je wypowiadać". Mieszkańcy odpowiadają na to, że tyle razy byli oszukiwani, że nie widzą powodu aby wierzyć w zapewnienia urzędników pana Kaczyńskiego, który notabene też nie dotrzymał obietnic wyborczych.
Wysocy urzędnicy miejscy wprowadzają świadomie opinię publiczną w błąd twierdząc, że należy przygotować nową ustawę reprywatyzacyjną dla Warszawy i przeprowadzić ją w przyszłym Sejmie. Mieszkańcy zdają sobie doskonale sprawę, że obecne ustawy są wystarczające aby uporządkować 99,9% spraw nieruchomości w naszym mieście. Trzeba zabrać się do roboty, a nie mówić o tym że się coś zrobi. Ustawa o gospodarowaniu nieruchomościami z 1997r., ustawa o przekształceniach własnościowych z 1997r. i 2001r. oraz ustawa z 29 lipca 2005r. są wystarczającymi aktami prawnymi aby grunty warszawskie wróciły do tych, których domy stają na tych gruntach. Piłka jest po stronie prezydenta miasta a nie Sejmu. To on władny jest przeprowadzić odpowiednie uchwały w radzie miasta. Dlaczego tego nie czyni?
Ryszard Bill
informacja od p. Billa z ostatniej chwili:
-------------------------------------------------- cut
Szanowni Państwo!
Drodzy Sąsiedzi!
Przed sekundą otrzymałem informację od zaprzyjaźnionego urzędnika magistrackiego, że Kaczyński po przez kurierów wysyła do nas wnioski o wydanie nieruchomości, dlatego też proponuję wszystkim zainteresowanym nie odbieranie w dniu dzisiejszym żadnych przesyłek, listów poleconych itp.
Wiem również z innego źródła, że armia prawników Kaczyńskiego składa od trzech dni w sądach pozwy przeciwko nam o wydanie nieruchomości.
Bardzo proszę prześlijcie tę wiadomość swoim sąsiadom, znajomym etc.
Od 1 października będziemy mogli zasiadać grunty, na których stoją nasze domy i w ten sposób dziedzictwo po naszych dziadach wróci w ręce prawowitych następców. Sprawiedliwość zwycięży.
Serdecznie pozdrawiam
Ryszard Bill
-------------------------------------------------- cut
Szanowni Państwo!
Drodzy Sąsiedzi!
Przed sekundą otrzymałem informację od zaprzyjaźnionego urzędnika magistrackiego, że Kaczyński po przez kurierów wysyła do nas wnioski o wydanie nieruchomości, dlatego też proponuję wszystkim zainteresowanym nie odbieranie w dniu dzisiejszym żadnych przesyłek, listów poleconych itp.
Wiem również z innego źródła, że armia prawników Kaczyńskiego składa od trzech dni w sądach pozwy przeciwko nam o wydanie nieruchomości.
Bardzo proszę prześlijcie tę wiadomość swoim sąsiadom, znajomym etc.
Od 1 października będziemy mogli zasiadać grunty, na których stoją nasze domy i w ten sposób dziedzictwo po naszych dziadach wróci w ręce prawowitych następców. Sprawiedliwość zwycięży.
Serdecznie pozdrawiam
Ryszard Bill
From: Ryszard Bill , gazeta wyborcza 11.1.2006
Ratusz ruguje warszawiaków i dawnych właścicieli
Krzysztof Kuropaska został pozwany do sądu przez ratusz
Fot. Bruno Fidrych / AG
Bogdan Wróblewski, Małgorzata Zubik 10-01-2006 , ostatnia aktualizacja 10-01-2006 23:31
Ratusz wcale nie wycofał się z tzw. rugów warszawskich. Od jesieni sądy wydały już prawie 20 wyroków, które każą warszawiakom oddać zajmowane przez nich nieruchomości miastu. Wczoraj ratusz liczył na kolejny przychylny dla siebie wyrok
Sprawa rugów warszawskich wybuchła wiosną zeszłego roku. Uderza w warszawiaków, którzy formalnie stracili swoje domy tuż po wojnie za sprawą tzw. dekretu Bieruta. Wielu z nich ciągle w nich mieszka, choć bez aktu własności. Mogliby go dostać, gdyby nieruchomości zasiedzieli. Ratusz tej możliwości się przestraszył i postanowił ją w bezwzględny sposób zablokować. Urzędnicy, by nie dopuścić do zasiedzeń, zaczęli namawiać mieszkańców przedwojennych domów do podpisywania umów dzierżawy z miastem. Opornych pozwali do sądu.
Chcą zabrać dom
Kolejna taka sprawa odbyła się wczoraj. Miasto pozwało Krzysztofa Kuropaskę. Ratusz chce go pozbawić rodzinnej siedziby przy ul. Okrężnej.
- Takich spraw są tysiące, ale ta jest szczególna poprzez historię domu i okolicy - mówi Ryszard Bill, który broni interesów właścicieli. - Wszędzie to powtarzam: miasto nadal ruguje warszawiaków.
Dziadek pana Krzysztofa Julian Jaroszyński był jednym z pierwszych mieszkańców Sadyby. - W 1933 r. kupił tu działkę. Nie był zamożnym człowiekiem, wybudował więc niewielką czynszówkę na mieszkanie dla rodziny i żeby z wynajmu spłacać kredyt - opowiada pan Krzysztof. Dom stanął w 1934 r. Po wojnie objął go nacjonalizacyjny dekret Bieruta. Dom zasiedlili lokatorzy z kwaterunku. - Na 270 m kw. mieszkało do 40 osób - wspomina pan Krzysztof. Do dziś nie udało się wykwaterować wszystkich lokatorów.
W latach 60. o jego dom otarła się wielka historia. Na sąsiedniej działce odkryto groby datowane na półtora tysiąca lat przed Chrystusem. Jedno z najstarszych siedzib ludzkich na terenie Warszawy.
W pamiętnym roku 1981 pan Krzysztof obronił dyplom na wydziale architektury, tytuł pracy: "Dom wielopokoleniowy". Temat - własny dom. - Sadyba to miejsce magiczne, miasto ogród - mówi. Jego matka hodowała w ogrodzie piękne róże. Jego córka studiuje teraz ogrodnictwo.
Sprawami majątkowymi przez lata zajmowali się najpierw dziadkowie, potem rodzice pana Krzysztofa. Wszyscy już nie żyją. Ojciec zmarł w ostatnią Wigilię. Pan Krzysztof został w ręku z wezwaniem do sądu na rozprawę o wydanie nieruchomości. Nikt z rodziny nie odpowiedział bowiem na wcześniejsze wezwanie miasta do zawarcia umowy dzierżawy. Konsekwencją jest pozew.
Aby go zablokować w ubiegłym tygodniu, pan Krzysztof złożył w sądzie wniosek o zasiedzenie. Ma szansę, bo w taki sposób prawo do nieruchomości od września udało się wywalczyć pięciu osobom.
My nie rugujemy
Ratusz wymyślił rugi warszawskie ze strachu przed utratą ponad 4 tys. miejskich nieruchomości o nieuregulowanym stanie prawnym. Przed sądami toczy się ostra walka - warszawiacy składają wnioski o zasiedzenie, a ratusz zabiega o wyroki sądowe, które nakazują oddanie nieruchomości. Ratusz złożył już ok. 2,3 tys. pozwów.
Pełnomocnik prezydenta Warszawy do spraw zasiedzeń Zbysław Suchożebrski szacuje, że ok. 800 tego typu spraw dotyczy dawnych właścicieli. Wielu z nich nigdy nie wyprowadziło się z domów wybudowanych przez dziadków czy rodziców tak jak Krzysztof Kuropaski.
W ratuszu wciąż zapewniają, że dopóki sprawa zwrotu nieruchomości odebranej dekretem Bieruta nie jest rozstrzygnięta, urzędnicy zawieszają postępowanie sądowe. A wyroki, które już zapadły, tłumaczą tak: - Na pewno nie dotyczą one byłych właścicieli ani ich spadkobierców, tylko osób trzecich, które użytkują nieruchomość - utrzymuje Zbysław Suchożebrski. - Mogą się zdarzać również w takich sytuacjach, gdy odmówiono zwrotu nieruchomości. Dzięki takim wyrokom miasto utrzymuje swoją własność.
- Skradzione należy zwrócić - twardo mówi jednak Ryszard Bill.
Co zrobią urzędnicy, mając wyrok w ręku? Będą chcieli odebrać nieruchomość. Naliczą też kary za korzystanie z niej bez umowy.
Ratusz ruguje warszawiaków i dawnych właścicieli
Krzysztof Kuropaska został pozwany do sądu przez ratusz
Fot. Bruno Fidrych / AG
Bogdan Wróblewski, Małgorzata Zubik 10-01-2006 , ostatnia aktualizacja 10-01-2006 23:31
Ratusz wcale nie wycofał się z tzw. rugów warszawskich. Od jesieni sądy wydały już prawie 20 wyroków, które każą warszawiakom oddać zajmowane przez nich nieruchomości miastu. Wczoraj ratusz liczył na kolejny przychylny dla siebie wyrok
Sprawa rugów warszawskich wybuchła wiosną zeszłego roku. Uderza w warszawiaków, którzy formalnie stracili swoje domy tuż po wojnie za sprawą tzw. dekretu Bieruta. Wielu z nich ciągle w nich mieszka, choć bez aktu własności. Mogliby go dostać, gdyby nieruchomości zasiedzieli. Ratusz tej możliwości się przestraszył i postanowił ją w bezwzględny sposób zablokować. Urzędnicy, by nie dopuścić do zasiedzeń, zaczęli namawiać mieszkańców przedwojennych domów do podpisywania umów dzierżawy z miastem. Opornych pozwali do sądu.
Chcą zabrać dom
Kolejna taka sprawa odbyła się wczoraj. Miasto pozwało Krzysztofa Kuropaskę. Ratusz chce go pozbawić rodzinnej siedziby przy ul. Okrężnej.
- Takich spraw są tysiące, ale ta jest szczególna poprzez historię domu i okolicy - mówi Ryszard Bill, który broni interesów właścicieli. - Wszędzie to powtarzam: miasto nadal ruguje warszawiaków.
Dziadek pana Krzysztofa Julian Jaroszyński był jednym z pierwszych mieszkańców Sadyby. - W 1933 r. kupił tu działkę. Nie był zamożnym człowiekiem, wybudował więc niewielką czynszówkę na mieszkanie dla rodziny i żeby z wynajmu spłacać kredyt - opowiada pan Krzysztof. Dom stanął w 1934 r. Po wojnie objął go nacjonalizacyjny dekret Bieruta. Dom zasiedlili lokatorzy z kwaterunku. - Na 270 m kw. mieszkało do 40 osób - wspomina pan Krzysztof. Do dziś nie udało się wykwaterować wszystkich lokatorów.
W latach 60. o jego dom otarła się wielka historia. Na sąsiedniej działce odkryto groby datowane na półtora tysiąca lat przed Chrystusem. Jedno z najstarszych siedzib ludzkich na terenie Warszawy.
W pamiętnym roku 1981 pan Krzysztof obronił dyplom na wydziale architektury, tytuł pracy: "Dom wielopokoleniowy". Temat - własny dom. - Sadyba to miejsce magiczne, miasto ogród - mówi. Jego matka hodowała w ogrodzie piękne róże. Jego córka studiuje teraz ogrodnictwo.
Sprawami majątkowymi przez lata zajmowali się najpierw dziadkowie, potem rodzice pana Krzysztofa. Wszyscy już nie żyją. Ojciec zmarł w ostatnią Wigilię. Pan Krzysztof został w ręku z wezwaniem do sądu na rozprawę o wydanie nieruchomości. Nikt z rodziny nie odpowiedział bowiem na wcześniejsze wezwanie miasta do zawarcia umowy dzierżawy. Konsekwencją jest pozew.
Aby go zablokować w ubiegłym tygodniu, pan Krzysztof złożył w sądzie wniosek o zasiedzenie. Ma szansę, bo w taki sposób prawo do nieruchomości od września udało się wywalczyć pięciu osobom.
My nie rugujemy
Ratusz wymyślił rugi warszawskie ze strachu przed utratą ponad 4 tys. miejskich nieruchomości o nieuregulowanym stanie prawnym. Przed sądami toczy się ostra walka - warszawiacy składają wnioski o zasiedzenie, a ratusz zabiega o wyroki sądowe, które nakazują oddanie nieruchomości. Ratusz złożył już ok. 2,3 tys. pozwów.
Pełnomocnik prezydenta Warszawy do spraw zasiedzeń Zbysław Suchożebrski szacuje, że ok. 800 tego typu spraw dotyczy dawnych właścicieli. Wielu z nich nigdy nie wyprowadziło się z domów wybudowanych przez dziadków czy rodziców tak jak Krzysztof Kuropaski.
W ratuszu wciąż zapewniają, że dopóki sprawa zwrotu nieruchomości odebranej dekretem Bieruta nie jest rozstrzygnięta, urzędnicy zawieszają postępowanie sądowe. A wyroki, które już zapadły, tłumaczą tak: - Na pewno nie dotyczą one byłych właścicieli ani ich spadkobierców, tylko osób trzecich, które użytkują nieruchomość - utrzymuje Zbysław Suchożebrski. - Mogą się zdarzać również w takich sytuacjach, gdy odmówiono zwrotu nieruchomości. Dzięki takim wyrokom miasto utrzymuje swoją własność.
- Skradzione należy zwrócić - twardo mówi jednak Ryszard Bill.
Co zrobią urzędnicy, mając wyrok w ręku? Będą chcieli odebrać nieruchomość. Naliczą też kary za korzystanie z niej bez umowy.
-
- dekretowiec
- Posty: 14
- Rejestracja: pn sty 23, 2006 10:48 pm
- Lokalizacja: warszawa
- Kontakt:
[Co zrobią urzędnicy z wyrokiem w ręku?]
To może być komiczne (niestety tylko w pewnych wypadkach), bo jeśli trafią na spadkobierców byłego właściciela władających działką nadającą sie pod zabudowę jednorodzinną - może się okazać, że miasto będzie musiało wypłacić odszkodowanie na podstawie art. 215 ustawy o gospodarce nieruchomościami. Tam nie ma terminu do zgłaszania wniosków o odszkodowanie.
termin sądowy
dziś tj. 27stycznia 2006r (piątek) na godz. 12:30 p Rylski ma wyznaczoną sprawę "miasto przeciwko nam "o wydanie nieruchomości.
Sąd Rejonowy dla Warszawy Mokotowa II Wydział Cywilny ul. Ogrodowa 51 a, sala nr 603. Zapraszam i pozdrawiam sąsiad Rylski z ul. Arbuzowej
prosimy o parcie moralne swoją obecnością
Sąd Rejonowy dla Warszawy Mokotowa II Wydział Cywilny ul. Ogrodowa 51 a, sala nr 603. Zapraszam i pozdrawiam sąsiad Rylski z ul. Arbuzowej
prosimy o parcie moralne swoją obecnością
postępowanie przeciwko państwo Rylskim zostało zawieszone. sprawa wydawała się czystą formalnością. o taką decyzję prosił także prawnik reprezentujący miasto. w rozmowie po rozprawie prawnik powiedział, że jego zdaniem każde tego typu postępowanie powinno być zawieszone, jeśli wniosek o zasiedzenie, lub jakiekolwiek inne postępowanie jest w toku tzn. zostało rozpoczęte wcześniej, lub strony zgodzą się co do jego wagi, jeśli zostało rozpoczęte później, już po pozwie ze strony miasta.
życzę Państwu Ryskim szybkiej pozytywnej decyzji zasiedzenia
życzę Państwu Ryskim szybkiej pozytywnej decyzji zasiedzenia
-
- dekretowiec
- Posty: 14
- Rejestracja: pn sty 23, 2006 10:48 pm
- Lokalizacja: warszawa
- Kontakt:
Zawieszenia postępowań i ich przyczyny
"W coraz większej ilości spraw o wydanie nieruchomości wszczętych przez Gminę m.st. Warszawy, Sądy Okręgowe je rozpatrujące zawieszają postępowania. Dziś też zapadło kilka takich rozstrzygnięć przed Sądem Okręgowym Warszawa-Praga.
Jednocześnie pragnę zdementować nieścisłość, że przyczyną powyższych rozstrzygnięć jest "wygaśnięcie" pełnomocnictw procesowych - udzielonych radcom prawnym reprezentującym Gminę. Takie poglądy, ujawniające się w dyskusja następców prawnych byłych właścicieli nieruchomości i osób z nimi sympatyzujących, nie znajdowały podstaw prawnych. Pełnomocnictwa procesowe nie wygasają się bowiem, w wypadku zmian w składzie organów osoby prawnej, w imieniu której zostały one udzielone. Pełnomocnictwa procesowe udzielone na rzecz radców prawnych reprezentujących Gminę m.st. Warszawy były i są co do zasady ważne.
Podstawą zawieszeń jest w rzeczywistości art. 174 par. 1 pkt. 2 k.p.c., zgodnie z którym "Sąd ZAWIESZA (obligatoryjnie) postępowanie z urzędu - jeżeli w składzie organów jednostki organizacyjnej będącej stroną zachodzą braki uniemożliwiające jej działanie."
Motywem zawieszenia jest zatem nie tyle wygaśnięcie pełnomocnictw procesowych do reprezentowania Gminy, lecz poważne wątpliwości co do tego, czy w związku z niewyznaczeniem zarządcy stolicy - zgodnie z obowiązującymi przepisami, nie została spełniona dyspozycja powyższego przepisu. Sądy nie mogły zlekceważyć powyższej kwestii, gdyż potencjalnie mogłoby to stanowić podstawę do formułowania pod ich adresem zarzutów wadliwego prowadzenia postępowania. Dlatego też po rozważeniu okoliczności każdej sprawy i udzieleniu pozytywnej odpowiedzi na tak postawione pytanie - wydają zazwyczaj postanowienia o zawieszeniu postępowań.
Na innej podstawie niż dotychczas wnioskowana przez pełnomocników M.st. Warszawy ..."
Jednocześnie pragnę zdementować nieścisłość, że przyczyną powyższych rozstrzygnięć jest "wygaśnięcie" pełnomocnictw procesowych - udzielonych radcom prawnym reprezentującym Gminę. Takie poglądy, ujawniające się w dyskusja następców prawnych byłych właścicieli nieruchomości i osób z nimi sympatyzujących, nie znajdowały podstaw prawnych. Pełnomocnictwa procesowe nie wygasają się bowiem, w wypadku zmian w składzie organów osoby prawnej, w imieniu której zostały one udzielone. Pełnomocnictwa procesowe udzielone na rzecz radców prawnych reprezentujących Gminę m.st. Warszawy były i są co do zasady ważne.
Podstawą zawieszeń jest w rzeczywistości art. 174 par. 1 pkt. 2 k.p.c., zgodnie z którym "Sąd ZAWIESZA (obligatoryjnie) postępowanie z urzędu - jeżeli w składzie organów jednostki organizacyjnej będącej stroną zachodzą braki uniemożliwiające jej działanie."
Motywem zawieszenia jest zatem nie tyle wygaśnięcie pełnomocnictw procesowych do reprezentowania Gminy, lecz poważne wątpliwości co do tego, czy w związku z niewyznaczeniem zarządcy stolicy - zgodnie z obowiązującymi przepisami, nie została spełniona dyspozycja powyższego przepisu. Sądy nie mogły zlekceważyć powyższej kwestii, gdyż potencjalnie mogłoby to stanowić podstawę do formułowania pod ich adresem zarzutów wadliwego prowadzenia postępowania. Dlatego też po rozważeniu okoliczności każdej sprawy i udzieleniu pozytywnej odpowiedzi na tak postawione pytanie - wydają zazwyczaj postanowienia o zawieszeniu postępowań.
Na innej podstawie niż dotychczas wnioskowana przez pełnomocników M.st. Warszawy ..."
-
- local
- Posty: 1
- Rejestracja: pn cze 26, 2006 1:56 pm
Rugi warszawskiego - nieuregulowany fragment ziemi
W obrebie mojego plota (Zoliborz), znajduje sie pasek gruntu, z powodu ktorego gmina pozwala mnie do sadu.
Jak nalezy postepowac z taka rozprawa? czy ktos moze molecic prawnika?
Jak nalezy postepowac z taka rozprawa? czy ktos moze molecic prawnika?
-
- dekretowiec
- Posty: 14
- Rejestracja: pn sty 23, 2006 10:48 pm
- Lokalizacja: warszawa
- Kontakt:
[pozwy o fragmenty gruntów nie objętych aktami notarialnymi]
Co do nie objętych aktami notarialnymi nieruchomości - wykorzystywanych przez 10 lecia na potrzeby nieruchomości - to przyczyny tego były różne. Nie tyle błędy geodetów, co po prostu brak pieczy nad dyponowaniem terenami skomunalizowanymi pod inwestycje. Miasto/skarb Państwa miał do dyspozycji tak dużą ilośc nieruchomości, że 5 m. w tę lub inną stronę "nie robiło różnicy". Ten brak staranności ma teraz daleko idące skutki prawne.
Jest sporo przegranych spraw w tym względzie. Generalnie jednak Miasto - nie ma zazwyczaj możliwości gospodarczego wykorzystania tych "pasków", więc zapewne po zabezpieczeniu swoich praw właścicielskich będzie je zbywać.
Jest kilka mechanizmów obrony, ale to zależy od okoliczności konkretnego wypadku i sposobu wykorzystania paska ... Zasiedzenie jest trudne do uzyskania, choć być może w pewnych wypadkach niewykluczone. Poza tym można grać na remis - próbować zawiesić sprawę na zgodny wniosek stron. Z tymże Gmina generalnie w tym sprawach ma zazwyczaj przewagę.
W razie wątpliwości zapraszam do mojego serwisu
www.responser.blog.pl
Pozdrawiam
Jerzy Owczarek
Jest sporo przegranych spraw w tym względzie. Generalnie jednak Miasto - nie ma zazwyczaj możliwości gospodarczego wykorzystania tych "pasków", więc zapewne po zabezpieczeniu swoich praw właścicielskich będzie je zbywać.
Jest kilka mechanizmów obrony, ale to zależy od okoliczności konkretnego wypadku i sposobu wykorzystania paska ... Zasiedzenie jest trudne do uzyskania, choć być może w pewnych wypadkach niewykluczone. Poza tym można grać na remis - próbować zawiesić sprawę na zgodny wniosek stron. Z tymże Gmina generalnie w tym sprawach ma zazwyczaj przewagę.
W razie wątpliwości zapraszam do mojego serwisu
www.responser.blog.pl
Pozdrawiam
Jerzy Owczarek